Jak Sokrates z Gretą Garbo, czyli "Droga pani Schubert..." Ewy Lipskiej

W Polsce Nowa Fala była zjawiskiem nie tylko artystycznym. Uderzając siłą żywiołu poezji w skały nowomowy, w falochrony propagandy, starała się pokazać prawdę o rzeczywistości lat 60-tych i 70-tych. Zedrzeć oficjalne plakaty i odsłonić pękającą fasadę, którą skrzętnie ukrywano przed społeczeństwem. Chciała przyczynić się do przywrócenia podstawowej równowagi pomiędzy światem a słowami, które ten świat chcą nazwać. Był to więc swoisty akt filozoficznej niezgody na manipulację.

Do dziś poezja Ewy Lipskiej, jednej z najważniejszych postaci Nowej Fali, czerpie siłę, broniąc źródeł, których nie zdążyły zatruć toksyczne zjawiska, z jakimi obcowaliśmy i obcujemy. Niegdyś inżynierowie dusz, dziś między innymi copywriterzy, dziennikarze, instrumentalizują język, by zamienić go w księgę zaklęć, pod wpływem których wybierzemy „właściwego kandydata”, a następnie kupimy „najlepszy produkt.”

Lipska stara się mechanicznie powielane slogany rozbijać w proch gorzką ironią, subtelnym sarkazmem. Pokazuje pustkę, sztuczność i niskie pobudki, jakimi kierują się ci, którzy operują słowem przeciwko ludziom. Najnowszy tom Ewy Lipskiej też wymierza policzki światu, w którym dominuje wyszczekany banał. Światu „umierającego dolara”, sezonowych diet, ekologicznego jedzenia, kruszącej się wiary w stabilność wszelkich instytucji.

„Droga pani Schubert…” to zbiór twardych, skoncentrowanych komunikatów. Sam tytuł sugeruje, że czytamy czyjąś korespondencję. Naginamy jej tajemnicę, by odsłonić świat emocji, tęsknot, zawiedzionych nadziei, które powinny się kłębić i kąsać, ale te raczej paraliżują chłodem i spokojem, z jakim autorka opowiada o przemijaniu.

Pierwszy raz tak wyraźnie, w tej dość odpornej na sentymentalne podróże liryce widać spojrzenie wstecz – ale i ono, to raczej trzeźwa konstatacja urodzona pod wpływem obserwacji samej siebie, przed którą zamknęły się na zawsze słodkie krainy dzieciństwa, młodości, pierwszych budujących tożsamość doznań. Doświadczenie przyjęte z godnością ale i smutkiem.

Lipska gromadzi rekwizyty, nazwiska, tytuły, jakby chciała słabnącymi ramionami objąć wszystko to, co po drodze i tak musi upuścić. Wszystko, o czym ma zapomnieć. Stąd w całym tomie rozsiane pytania, dotyczące natury czasu i jego miażdżącej siły.

W ważnym dla wymowy zbioru wierszu „Lustro” spotykają się Sokrates z Gretą Garbo.





Nieprzypadkowo. Te dwie ikony to istotne punkty odniesienia, pokazujące całą rozpiętość ról, jakie jest nam dane w życiu odgrywać. Od symbolu wyrafinowanego piękna, za jaki siebie zapewne mamy, po mniej urodziwego nosiciela cierpkiej mądrości, w jakiego zmieniamy się z wiekiem.

Recenzja ukazała się 5 czerwca 2012 roku na stronach portalu LubimyCzytać.pl.

Komentarze

Popularne posty