Szczygłopodobnie, czyli "Samotność Portugalczyka" Klementowskiej
Portugalia, jak
zresztą większość krajów Starego Kontynentu, obłożona jest klątwą pewnych
stereotypowych, głęboko zakorzenionych w świadomości obiegowych obrazów i
skojarzeń, które najczęściej nie mają niczego wspólnego z prawdziwym obrazem
danego miejsca, ludzi w nim żyjących oraz jego historii. Szlachetną pracę
wykonują więc ci, którzy starają się zajrzeć pod powierzchnię tego, co oferują
nam biura podróży i kolorowe foldery. Z założenia unikają oni miejsc skażonych
masową turystyką. Penetrują peryferia. Starają się spojrzeć nie tylko szerzej,
ale i głębiej. Podobną ambicją kierowała się z pewnością Iza Klementowska,
autorka zbioru reportaży pt. „Samotność Portugalczyka.” Po przeczytaniu tej
książki opisywany przez nią kraj na zawsze może przestać się kojarzyć tylko z fado oraz Cristiano Ronaldo…
Klementowska
rzetelnie odrobiła lekcje z historii Portugalii i pokazała bolesne, wstydliwe a
czasem chwalebne karty z jej dziejów. To kraj, który przez kilkaset lat istniał
jako potężne imperium wzmocnione rozlicznymi koloniami, a skurczył się do
rozmiarów dziesięciomilionowego państwa. Kraj objawień fatimskich, ponurej
dyktatury Salazara, koszmaru wszechwładnych tajnych służb. Terytorium, na
którym na stałe zadomowił się smutek, dziwna nostalgia za niegdysiejszą
wielkością i duma, która zmusza Portugalczyków do akcentowania każdego sukcesu,
jaki udało się osiągnąć.
Tam, gdzie
Klementowska zmaga się z historią, tam „Samotność Portugalczyka” brzmi
intrygująco i mocno. Najlepsze teksty swoją siłę zawdzięczają potędze
przerażających historii, osobistych świadectw bohaterów zaplątanych w meandry
historii kraju. Z zgrozą czytać możemy o mrocznych mechanizmach władzy, o
odczłowieczeniu, o przemocy i zbrodni. Także o odruchach buntu, które z czasem
przerodziły się w tryumf nad materią zła.
W tym momencie
można litanię pochwał urwać... Uświadomiłem sobie, że siłą tej książki wcale
nie jest niepowtarzalne pióro autorki, ale wydarzenia, które te pióro opisuje.
A pióro to zbyt często kreśli obrazy w sposób bezosobowy, beznamiętny.
Dostajemy do rąk produkt, który mówi nam wiele (i chwała mu za to) o kraju
położonym na "wylocie" Europy,ale mam wrażenie, że każdy miłośnik
Portugalii przy odrobinie wysiłku potrafiłby złożyć podobną książkę.
Wystarczyłoby pogrzebać w dobrych tekstach źródłowych i wio!
Autorka chciała
również uchwycić coś tak eterycznego jak dusza Portugalii. Czy jej się udało? –
możemy zapytać. Całość książki wieńczy cytat niemieckiego reżysera Wima
Wendersa, który pracując nad filmem „Lisbon story”, doszedł do wniosku, że im
dłużej wypatrywał ducha stolicy Portugalii, tym głębiej chował się on przez
spojrzeniem obcokrajowca.
Podobną
refleksją można podsumować te partie książki, które chcą uchwycić nieuchwytne.
Portrety ludzi, węzły ich losów Klementowska stara się opisać zgodnie
prawidłami sztuki reporterskiej – paroma kreskami szkicuje swoich bohaterów,
zwraca uwagę na detale, buduje widowiskowe skróty perspektywiczne, gdy pozwala
o Portugalczykach mówić pomnikom, architekturze, przedmiotom, cmentarzom.
Jednak momentami ma
się wrażenie, że zbyt daleko odsunęła się od swoich bohaterów. Robi się
chłodno. Reportaże polskiej autorki zaczynają momentami przypominać ćwiczenia
stylistyczne; bardzo dobre formalnie, ale nie wnoszące niczego nowego do tego,
co już wiemy o świecie.
Miłośnik popularnej w
naszym kraju literatury faktu może czuć pewne znużenie tematem, gdyż „Samotność
Portugalczyka” można czytać jako kolejną opowieść o losach społeczeństwa,
wcześniej udręczonego dyktaturą, teraz liżącego rany i oswajającego traumy. A
takich historii miłośnicy reportaży wydawanych przez „Czarne” znają bez liku…
Dodajmy, że autorka dziękuje "naczelnemu polskiemu reportażyście", Mariuszowi Szczygłowi, za pomoc w powstaniu tej książki. Cóż, mam dość niejasne przeczucie, że Szczygieł ze swoją manierą reporterską zbyt mocno chyba Klementowką zainspirował i niektóre jej teksty wyglądają jak próby chodzenia w za dużych męskich butach.
Cokolwiek znaczyłaby ta moja dziwaczna metafora...
Szkoda, że wyszło jak wyszło, bo miałem dużą ochotę na tą książkę. I chyba, mimo Twojej średniej oceny, i tak po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńHej, partie dotyczące historii są smaczne i dobrze podane. Ich siłą jest to, że pewnie tych historii nie znamy, więc dobrze się czyta. Gorzej z opowieściami o "zwykłych" Portugalczykach.
Usuńpzdr