Na twardo, czyli "Proxima" Baxtera

Gdy pomyślimy o mnogości odmian fantastyki, jej najbardziej klasyczna postać, którą ochrzczono terminem hard science fiction, wydaje się zagłuszona przez mniej wymagające podgatunki. Autorzy twardej fantastyki mobilizują twórców i czytelników do wysiłku intelektualnego, oczekują pewnego zaplecza – wiedzy z zakresu nauk przyrodniczych, podstawowej orientacji w najnowszych odkryciach naukowych i problemach, o których dyskutują potężne umysły. Bez tego wszystkiego fantastyka naukowa traci swój bardzo istotny wymiar i zamienia się wyłącznie w dostarczycielkę najprostszych emocji, przestaje „wieszczyć” w oparciu o twarde przesłanki.

Z drugiej zaś strony bardzo często okazywało się, że futurologia uprawiana przez autorów science fiction, kolokwialnie mówiąc, trafiała kulą w płot – przewidywała nigdy niezaistniałe problemy, marginalizowała dręczące nas dzisiaj bolączki. Ponadto od dłuższego czasu daje się również słyszeć głosy, że klasycznie rozumiana fantastyka naukowa traci czytelników z powodu wyczerpania się konwencji, która, podobnie jak tolkienowska fantasy, po prostu się opatrzyła, zużyła za sprawą tysięcy realizacji i nie oferuje niczego, czego wcześniej miłośnicy gatunku by nie spotkali.


Stephen Baxter, pisząc Proximę, prawdopodobnie musiał zderzyć się z podobnymi wątpliwościami – jego powieść, której akcję umieszczono w odległej przyszłości, podejmuje problemy, które już wielokrotnie raz „przerabiał” interesujący nas gatunek, a jednak książka ta potrafi dać naprawdę sporo satysfakcji.

Pomimo tego, że dzieło porusza się po przynajmniej dwóch torach fabularnych, chyba najsilniej uwagę czytelnika może przykuć wątek przymusowej kolonizacji planety, której warunki zbliżone są do ziemskich. Koloniści mimo woli, porzuceni w peryferyjnym świecie, dość szybko zapominają o swojej misji i w większości odsłaniają iście patologiczne cechy. Próba ukorzenienia się ludzkiej cywilizacji na planecie zwanej przez nich Per Ardua nawet nie pachnie heroizmem, który kojarzylibyśmy z podobnymi przedsięwzięciami. Trwa wegetacja zamiast życia, beznadziejne oczekiwanie na nie wiadomo co.

Kolonizatorom, którzy w końcu decydują się spłodzić potomstwo, towarzyszy robot ColU, którego uznać można za jedną z najcieplejszych (wiem, że brzmi to osobliwie) kreacji tego typu. Maszyna nie tylko ma opiekować się kolonistami na pierwszym etapie podporządkowywania sobie obcej planety, ale jej zadaniem jest badanie miejscowej niezwykłej flory i osobliwej fauny. Robot często przypomina najlepszego ucznia w klasie, którego otaczają absolutnie niezainteresowani nauką ignoranci.

Jednocześnie autor podejmuje wątek niezwykłej energii, tzw. ziaren wydobywanych spod powierzchni jednej z planet Układu Słonecznego. Ich niezwykłe właściwości mogą zdecydować o tym, kto będzie dominował we wszechświecie – potężni Chińczycy czy ONZ – organizacja zrzeszająca narody chcące uniknąć hegemonii Chin. Badacze zajmujący się ziarnami natrafiają na dowody na to, że ich pochodzenie nie może być naturalne. Być może są pozostałością po o wiele starszej cywilizacji? Dodatkową niespodzianką okazuje się właz, przejście znalezione w kopalni ziaren, które prowadzi do… Tutaj zmuszony jestem urwać, żeby nie zepsuć czytelnikom jednej z zagadek, jakie przygotował dla nich Baxter, napiszę tylko, że poszczególne wątki fabularne zgrają się ze sobą i stworzą bardzo ciekawą jakość.

Sama jednak fabuła powieści to nie jedyna atrakcja Proximy. Brytyjski pisarz stworzył bardzo szeroką panoramę przyszłości – nasz wzrok wędruje od spustoszonej zmianami klimatycznymi Ziemi, poprzez przestrzeń kosmiczną, w której regularnie kursują precyzyjnie opisane statki kosmiczne, aż do osiedli ludzkich założonych między innymi na Księżycu. Wszystko to przedstawiono zgodnie z najlepszymi wzorcami obowiązującymi w science fiction. Baxter, który posiada tytuł naukowy z inżynierii, robi wszystko, by uprawdopodobnić opisywany przez siebie świat i panujące w nim reguły, a więc zwolennicy „twardej” fantastyki znajdą w tej powieści to, co ich najbardziej interesuje: próbę odpowiedzi na pytanie o to, w jakim kierunku może pójść rozwój techniki i całej cywilizacji.

Baxter radzi sobie również doskonale z opisem życia na Per Ardui – za sprawą „przemądrzałego” robota (to sprytny zabieg pisarski) dowiadujemy się o ekosystemie obcej człowiekowi planety, egzotyce zamieszkujących ją istot, które potrafiły stworzyć całkiem sprawnie działającą strukturę pozwalającą im na przetrwanie w trudnych warunkach.

Zmierzając w stronę podsumowania rozważań na temat powieści Baxtera trzeba podkreślić, że w bardzo dobry sposób znajduje ona równowagę pomiędzy ciekawą, momentami naprawdę zaskakującą fabułą, a partiami opisowymi, które mają przedstawić czytelnikowi przyszłość. Żaden z elementów książki nie przytłacza, nie przesłania innych. Rozterki, wątpliwości, rozczarowania i drobne tryumfy wiarygodnych psychologicznie bohaterów są dla odbiorcy równie ważne jak prawdopodobny obraz naszego świata, który (być może) wypełnią nieistniejące jeszcze cuda techniki.

Jeżeli można od hard science fiction chcieć czegoś więcej, niż daje Proxima, to ja sobie tego nie wyobrażam. Ale być może nie powinniśmy ograniczać się możliwościami mojej wyobraźni...

Recenzja pierwotnie ukazała się na łamach portalu Fantasta.pl, tutaj ->

Komentarze

Popularne posty