Jak zakochałem się w Urszuli H’x, czyli "Opowieści kosmikomiczne" Calvino
Może mam serce z kamienia, ale jakoś nigdy nie potrafiłem zaangażować się w "związek" z bohaterką książki.
Niemal mi się udało zadurzyć się w drugoplanowej bohaterce "Śmierci na Nilu" Agaty Christie, ale cóż z tego, skoro skromna brunetka odchodzi pod rękę z młodym Amerykaninem? Cóż z tego, że wzdychałem do dzielnej mężatki z "Człowieka z Wysokiego Zamku" Dicka, skoro to mężatka właśnie była? Zawsze jakoś intrygowała mnie sąsiadka Józefa K z "Procesu" Kafki, panna Burstner, ale ona szybko roztapia się w czeluściach utworu...
Z reguły kobiety były zamężne, miały potrzaskane życiorysy, były antypatyczne, jędzowate, a jeżeli objawiłaby się jakaś milutka kobietka, z miejsca autorzy przyklejali jej adoratorów.
Może za mało czytałem, ale nie spotkałem sympatycznej, stanu wolnego, która w swoim panieństwie wytrzymywałaby do końca książki.
Oczywiście pot nie istniałby, gdybym nie znalazł w końcu mojej wybranki serca, mojej Dulcynei z Toboso, która skupiłaby w sobie wszystko, czego do tej pory szukałem.
Znalazłem ją w małej uroczej książeczce Italo Calvino „Opowieści kosmikomiczne.” Sam autor jest jednym z klasyków europejskiej literatury eksperymentalnej, chociaż daleko mu do pustego kuglarstwa, martwych doświadczeń językowych lub destrukcyjnych dekonstrukcyjnych zabiegów.
Calvino jest eksperymentatorem subtelnym i delikatnym. Doskonale wyczuwa granicę wytrzymałości czytelnika i nie rozciąga granic wytrzymałości literatury. Jego zabiegi są eleganckie, szlachetne, pełne dziwnej „matematycznej” poezji – przypomnijmy sobie dziełka w stylu „Rycerz nieistniejący” czy „Niewidzialne miasta”, żeby nie wspomnieć o fundamentalnym dziele „Jeśli zimową nocą podróżny…” (mam do oddania jeden egzemplarz, jeśli ktoś by chciał…)
Otóż Calvino wpadł, jak zwykle, na niesamowity pomysł - przyjrzeć się fizyce teoretycznej i teoriom rozwoju życia na ziemi, by "zaludnić" wyżej wymienione czysto ludzkimi emocjami, uczuciami, rozterkami, pragnieniami etc.
Brzmi niejasno? Tłumaczę: ponoć "na początku" cały wszechświat istniał skupiony w jednym punkcie. Calvino rozwija teorię i umieszcza w tym punkcie narratora, jego znajomych, kobiety, mężczyzn, piękną panią Ph(i)Nko, w której podkochuje się narrator, a ona dzieli łóżko z innym mężczyzną, ale co to znaczy "dzielić łóżko" w chwili, gdy wszyscy żyjemy w JEDNYM punkcie przestrzeni?!
Taka gra z wyobraźnią jest specjalnością włoskiego Autora.
A co z moją ukochaną?
Opowiadanko traktuje o liniach równoległych i spadaniu. Ciała spadające w przestrzeni wzdłuż linii równoległych NIE MAJĄ prawa NIGDY się do siebie zbliżyć. Prawda? Prawda. Narrator opowiadania snuje relację z tego spadania, w którym towarzyszy mu piękna Urszula H'x oraz (niestety) zły Porucznik Fenimore.
Spadają obaj panowie rywalizują o względy kobiety, chociaż spadając "po liniach równoległych" nie mają szans zbliżyć się do niej nawet o milimetr. Przeżywamy wraz z narratorem wszystkie odcienie uczuć - od fascynacji po złość "zdradzonej" miłości.
A Urszula H'x?
(...)przedstawiała bardzo piękny widok, zachowując w spadaniu pozycję swobodną i odprężoną; miałem wciąż nadzieję, że uda mi się kiedyś pochwycić jej spojrzenie, ale Urszula H’x w trakcie spadania była nieustannie zajęta opiłowywaniem i polerowaniem paznokci – chyba że akurat przeciągała grzebieniem po swych długich, gładkich włosach – i nigdy nie zwracała oczu w moją stronę. W stronę Porucznika Fenimore’a też nie, muszę przyznać, mimo że on robił wszystko, żeby zwrócić na siebie jej uwagę.
Ten króciutki fragment wystarczył, bym w Urszuli H'x widział wszystkie stracone możliwości, wszystkie nieistniejące flirty, jakie były kiedykolwiek moim (w wyobraźni) udziałem, wszystkie miłości świata, jakie mi się nigdy nie przydarzyły...
A gdy doszukałem się w tym opowiadanku metafory naszego życia W OGÓLE (żyjemy na liniach równoległych pchniętych w przestrzeń), wystarczyło...
Zainteresowały mnie obydwie pozycje Calvino - kiedyś już jego nazwisko obiło mi się o uszy i oczy, ale jakoś bez większego echa. Teraz trafił na listy chcę przeczytać :)
OdpowiedzUsuńNa pierwszy ogień te króciutkie Calviny proponuję - czysta radocha.
OdpowiedzUsuńpzdr
Wystarczyło by zastąpić klasyczną geometrię geometrią nieeuklidesową i już - spadając po linii prostej równoległej do linii, wzdłuż której spadałaby Twoja Dulcynea, mógłbyś ją w końcu spotkać. Trzeba by zwykłą płaszczyznę zastąpić płaszczyzną sferyczną i po kłopocie...
OdpowiedzUsuńKurde, chyba tak zrobię!
OdpowiedzUsuń;-)
@Tomek, spróbuję posłuchać rady i zdobyć proponowaną pozycję pierwszą :)
OdpowiedzUsuń@Desperate Househusband - takie powinno być podejście do spraw niemożliwych^^
Calvino Mistrz!
OdpowiedzUsuń