Nie wierzę Kunderze - "Życie jest gdzie indziej" tegoż
Wróciło do mnie ostatnio słabiutkie echo przeczytanej niegdyś powalającej „Nieznośnej lekkości bytu” Kundery, postanowiłem więc zafundować sobie kolejną randkę z czeskim pisarzem.
Umówiliśmy się na „Życie jest gdzie indziej.” Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, oczekiwaliśmy jednego, a dostaliśmy coś kompletnie innego. Okazało się, że stara miłość zardzewiała, niewiele mamy sobie tym razem do powiedzenia i szukamy pretekstu, by jak najszybciej skończyć to nieudane rendez-vous.
- Milan – mówię – przestałem ci wierzyć…
- Jak to? – zdziwił się i posmutniał.
- Po prostu. Nie wierzę w ani jedno słowo twojej opowieści o Jaromilu, poecie…
Kłamczuszek...
Tak pewnie wyglądałaby konwersacja pomiędzy mną a klasykiem czeskiej literatury. Cóż, zdarza się, że nasze wybory czytelnicze, które mają podtrzymać dobrą passę danego pisarza, wysokie miejsce w naszym prywatnym rankingu, zostają skutecznie dewastowane przez kolejne teksty takiego czy innego Kundery.
Bywa…
Tytuł nawiązuje rzecz jasna do Artura Rimbauda i jego nieśmiertelnego „Prawdziwe życie jest gdzie indziej” – słów tchnących pocieszającą pewnością tego, że gdzieś, bo przecież nie tutaj, jest lepiej, intensywniej, głębiej. Słowa te jak mantra powtarzają wszelkiej maści marzyciele, eskapiści, których jak ciasne buty uwiera otaczająca ich realność.
Bohater powieści, poeta Jaromil, też dobrze wpisuje się w zarysowany wyżej klimat. Młody, zarażony w dzieciństwie awangardowymi nowinkami, dojrzewa na przestrzeni powieści. Owocują w nim poetyckie ziarna zasiane mimowolnie przez nadopiekuńczą matkę, kobietę niespełnioną, wcześnie owdowiałą, gotową na kolejne związki.
Niestety, znów (jak w przypadku większości moich czytelniczych rozczarowań) całość rozbija się o skały niewiarygodności. Powieść jest bowiem skłamana wewnętrznie (uwielbiam to określenie) – Kundera popełnił niewybaczalny błąd.
Narracja poprowadzona z punktu widzenia kogoś „z góry”, wszechwiedzącego bytu czytającego w myślach, wertującego uczucia bohaterów, sprawia, że mamy precyzyjny wgląd w życie wewnętrzne postaci.
To dobrze? Nie w tym przypadku! Opisując psychikę dziecka, Kundera zamienia małoletniego Jaromila w „maszynę do analizy samego siebie.” Tłumacząc kolejne posunięcia matki poety, kobiety w sumie przeciętnej i nieobdarzonej jakimś wyjątkowym życiem duchowym, Kundera doszukuje się w niej plątaniny myśli i obserwacji rodem z traktatów filozoficznych…
Tak ludzie nie myślą. A Kundera, by wypchać puste przestrzenie pomiędzy poszczególnymi ruchami postaci, każe nam wierzyć, że w ich wnętrzach drzemią głębinowe pokłady czystego intelektu skrzyżowanego z barokową wybujałością uczuć. To się nie dzieje naprawdę. To się sprawdza tylko i wyłącznie w laboratoryjnych czeluściach utworu. Nigdzie więcej…
A więc rzeczywiście – „Prawdziwe życie jest gdzie indziej”, tylko czy właśnie o to chodziło Kunderze???
Jeżeli jeszcze dodamy do tego ciężkostrawne opisy kolejnych fantazji, marzeń sennych, które nie wnoszą do powieści niczego oprócz dość dekoracyjnego tła, na którym wiodą swe życie bohaterowie, wyjdzie wzorcowy przykład przerostu formy nad treścią…
- A więc nie dostanę następnej szansy? – zapytałby pisarz.
- Nie wiem… zostańmy przyjaciółmi, dobrze?
A widzisz, to dobrą miałem intuicję, żeby się nigdy nie umawiać na randki z facetami. Przeczuwałem, że to raczej zły pomysł.
OdpowiedzUsuńOpisywanej przez Ciebie książki akurat nie czytałem, więc trudno mi dyskutować. Ale na Kunderze się nigdy nie zawiodłem. Szczególnie lubię eseistyczną część jego twórczości: 'Sztukę powieści", 'Zasłonę'...
Tak czy inaczej cieszę się, że potwierdziłeś moje przeczucia co do randkowej działalności - nie mam poczucia, że coś straciłem ;-)
Wiesz, ja raczej w tym blogu na dyskusje o książkach liczę w drugiej kolejności. Bo jakie jest prawdopodobieństwo, że ktoś czytał AKURAT to, co tu omawiam?
UsuńRaczej opisuję, "co książki mi zrobiły..." i to może być bazą...
pzdr
Punkt wyjścia dobry.
UsuńTak to chyba jest z pisarzami, że czasem tworzą coś, co nam bardziej 'pasuje', czasem nie trafiają. Chyba, że ciągle piszą to samo - a to ma swoje minusy (choć w niektórych przypadkach plusy też). Tak czy inaczej Kundera ogólnie do mnie trafia. Nie, żebym czytał pasjami, w sumie dawno nie sięgałem. I tak jak wspomniałem: bardziej mi utkwiły w pamięci jego eseje (szukam słowa: literaturoznawcze?).
Może czas sobie odświeżyć?
A swoją drogą - czy bohaterowie zawsze muszą być wiarygodni? Bardziej nam mają coś pokazać, na coś uczulić, dać coś od siebie i nauczyć czegoś (nie bez przyczyny Kundera pisał o 'mądrości powieści', co zaczerpnął chyba od Bachtina, ważniejszej, niż mądrość filozofów). I w takiej sytuacji ich 'konstrukcja' jest tylko narzędziem, robią za 'soczewkę', która skupia jakiś problem, czyni go wyrazistym.
W bajki też nie wierzymy, co nie znaczy, że nie mają pouczającej mocy (choć pewnie pouczają prościej, niż powieść).
Wiesz, dla mnie bohater musi być zgodny z tym, co rozumiem pod pojęciem "wewnętrznej logiki dzieła" - może robić rzeczy kompletnie nielogiczne, porąbane, obce mi do bólu, ale jeżeli jest "spójny" wewnętrznie, to wszystko OK.
UsuńAle jak czytam o skomplikowanym życiu duchowym dziecka, to przestaję wierzyć...
pzdr
Zostańmy przyjaciółmi = nie rozmawiajmy więcej? ;-)
OdpowiedzUsuńZróbmy sobie od siebie przerwę
Usuń;-)
pzdr
Miałam tak z Jamesem. Niestety, a mogłam zachować dobre wspomnienia. Niektóre lektury mają swój określony czas...
OdpowiedzUsuńOstatnie słowa - sama prawda!
UsuńHahaha :-DDD Świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
BG