Gra z historią, czyli "Zima świata" Folletta
Lęgnący się w Niemczech hitleryzm. Rosja tonąca w czeluściach stalinizmu. Anglia trzymająca bezpieczny dystans, naiwnie wierząc w pokojowe metody rozładowania kumulującego się w Europie napięcia. Ameryka, nauczona doświadczeniem, izoluje się od „zamieszek” na Starym Kontynencie. Zaczynamy! 1030 stron „Zimy świata” Kena Folletta budzi respekt, czasem wątpliwości, najczęściej jednak dostarcza solidnej rozrywki.
Będąc kontynuacją „Upadku gigantów”, powieść rozwija otwarte wcześniej wątki, domyka kilka życiorysów, odpowiada na zadane poprzednio pytania. Lektura pierwszego tomu obowiązkowa!
Follettem kieruje ambicja stworzenia sagi historyczno-obyczajowej, jednak nie radziłbym nikomu budować wizji historii w oparciu o „Zimę świata.” Autorowi chodzi przede wszystkim o rozrywkę. O niewiele więcej. Historia jest wiarygodną, dającą iluzję głębi, dekoracją, na tle której obserwujemy rozterki, namiętności i pragnienia. Akty heroizmu i podłości. Szaleństwa młodości i zachowawczość dojrzałości. Powtarzane mechanizmy życia – młodzi wciąż się zakochują i odkrywają płciowość, starsi pozbywają się złudzeń, jeszcze starsi umierają…
Jednak żadna z postaci nie ma rozbudowanej samoświadomości – ich życie wewnętrzne ogranicza się do rozważaniach kolejnych czynów, decyzji, wyborów. To postacie dynamiczne, aktywnie płynące z nurtem historii. Nie oczekujmy więc pogłębionych portretów psychologicznych. Spodziewajmy się bohaterów, z którymi się zaprzyjaźnimy, którym będziemy kibicować lub z całego serca życzyć im końca papierowego żywota. To moim zdaniem największy minus tej monumentalnej powieści.
Jeśli nie bohaterowie, to co ma nas hipnotyzować przez ponad tysiąc stron? – możemy zapytać. Fabuła – odpowiem. Choć zbudowana z rozwiązań charakterystycznych dla literatury popularnej, potrafi pochłonąć czytelnika. Epizody krzyżują się ze sobą, prowadząc do niespodziewanych rozwiązań. Akcja rwie wartko – raz skupiając się na rozterkach sercowych i pierwszych ukąszeniach Erosa. Innym razem pozwala nam wylądować na polach bitew, gdzie ścierają się siły dobra i zła. Follett idealnie równoważy proporcje między Wielką Historią a małymi historiami ludzi, którym raz za razem burzliwe XX stulecie daje się boleśnie we znaki. I chociaż niektóre rozwiązanie mogą trącić przesadnym sentymentalizmem lub wydają się być nieprawdopodobne, wiele autorowi można wybaczyć. „Zima świata” to w końcu powieść głównego nurtu, więc spodziewajmy się tego, co Follett potrafi najlepiej – rozrywki zbudowanej na niezłych faktograficznych fundamentach.
Nie czytajmy również tej powieści z perspektywy polskocentrycznej wizji dziejów. Nasz kraj, który wypielęgnowany przez podręczniki historii, jawi się jako epicentrum dramatycznych wydarzeń pierwszej połowy XX wieku, w powieści Folletta migocze raczej na marginesach fabuły. Angielski autor ma do tego prawo i kontynuując swój zamysł z „Upadku gigantów”, głosu udziela większym graczom.
Recenzja pierwotnie ukazała się 28 grudnia 2012 roku na łamach portalu Lubimy Czytać.
Komentarze
Prześlij komentarz