Resocjalizacja sołdata, czyli "Przyjaciel z piekła" Strugackich
Nie lubię bohaterów, których nie lubię. No nie lubię, gdy pierwszoplanową postacią autor czyni kogoś, kto nie budzi mojej sympatii. Może to staroświeckie, nieprofesjonalne, ale po prostu sympatycznie czyta mi się o kimś, komu kibicuję, za kogo trzymam kciuki i życzę mu jak najlepiej. A tutaj?
Początek "Przyjaciela z piekła" braci Strugackich to prawdziwy popis kunsztu rosyjskich autorów - znajdujemy się na pierwszej linii frontu, która to linia akurat spokojnie faluje, gdyż żołnierze korzystają z rzadkich chwil, gdy mogą odpocząć, czekając na kolejne starcie z wrogiem. To obca planeta, niezrozumiała zrazu wojna, ale całość czyta się jak wspomnienia frontowe weterana II Wojny Światowej. Brud, błoto, zaschnięta krew i wściekli dowódcy sztorcujący wyczerpanych szeregowców.
Główny bohater to członek elitarnego oddziału wojska. To z jego żołnierskich ust poznajemy całą niezwykłą historię. To jego barwna dosadna gawęda opisuje, jak został ciężko ranny, jak zabrano go z pola walki, przeniesiono na obcą planetę (tak, na naszą starą dobrą Ziemię) i otoczono troskliwą opieką, by w finale... Nie, nie zdradzę, choć aż tak wielkiej niespodzianki znowu nie ma.
Od samego początku nie potrafiłem czytać tej historii inaczej niż jako metafory spotkania dwóch odmiennych światów egzystujących, dajmy na to, po przeciwnych stronach Żelaznej Kurtyny. Nasz bohater w obcym i "na siłę" przyjaznym świecie nie może wyzbyć się chorobliwej podejrzliwości. Swojego protektora, mądrego i stoicko spokojnego Ziemianina, nie potrafi rozszyfrować przy pomocy prostych, żołnierskich kategorii poznawczych. Szuka walki, zaczepki, prowokuje, spiskuje, mając tylko samego siebie jako partnera w tej rozgrywce.
Czyż nie tak właśnie zachowywałby się żołnierz Armii Czerwonej, który jakimś cudem znalazłby się po Drugiej Stronie, pomiędzy imperialistami z Zachodu? Czy nauczony nieufności, wytresowany do węszenia, wyćwiczony w postawie "na baczność" sołdat nie widziałby zagrożenia w każdym przejawie dobrej woli?
Być może.
Być może ta właśnie skromniutka książeczka jest doskonałym ostrzeżeniem przed militaryzmem. A swoisty happy end, końcowe zwycięstwo negatywnego bohatera, uczy nas smutnej prawdy o ludziach, których zresocjalizować w pewnych warunkach się nie da.
Czytałam, ale...hm, to jakoś nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńJa w czasie lektury też ocierałem się o podobne stwierdzenie, ale jakoś dałem radę. Nauczyłem się, że nawet recenzja słabej książki (a ta taką nie była) sporo może mnie nauczyć i rozruszać szare komórki.
Usuńpzdr
A, to bez wątpienia. W ten sposób lepiej bawię się, czytając recenzję niż książkę.
UsuńWidzę, że Strugaccy nadal dzielnie się trzymają, mimo, że żadnego z nich nie ma już na ziemskim padole - co rusz spotykam ich książki na kolejnych blogach książkowych. Fabuła omawianej powieści oraz bohater przypominają mi ciut "Przenicowany świat", którego nie wspominam jako wybitnej lektury. Zdecydowanie bardziej podobał mi się "Piknik na skraju drogi".
OdpowiedzUsuńJa trochę tych Strugackich poczytałem, ale najwyżej cenię "Trudno być bogiem." Polecam bez wahania.
UsuńI pozdrawiam.
No patrz, a ja "Przenicowany świat" uwielbiam. W ogóle cykl o Maksie cenię jak mało co (no dobra, Piknik jest jednak szczebelek wyżej, no dobra).
UsuńNie czytałem, więc nie odniosę się do treści, ale odniosę się o pierwszego akapitu: wrażenia, jakie robi bohater na czytelniku, w dużym stopniu przekładają się na przyszłą opinie o książce. Ja dużą sympatią darzę, bohatera wielu książek Cobena, Myrona Bolitara. No, po prostu go uwielbiam!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dodaje do obserwowanych ;)
Kamilu, dziękuje za miły komentarz. Chcąc, nie chcąc dotknąłeś ważnej kwestii związanej z blogami książkowymi. Jak pisać o książkach, mając świadomość, że rzadko kto jeszcze tę książkę przeczytał.
UsuńNo bo co od nas usłyszy? Streszczenie fabuły? Zarys słabych i silnych stron książki? To za mało.
Odbiorca coś musi dostać OBOK tekstu o książce. Żarcik, refleksję, zatrzymanie, anegdotę... To moja metoda.
pzdr ciepło.