Pokażę Wam "Świat fizyczny" Jarosza
Nie napiszę tej recenzji w sposób
zawodowy. I nie dlatego, że osobiście znam autora "Świata
fizycznego", i nie dlatego, że nasze córki mają tak samo na imię. (Proszę
przeczytać sobie w książce jak). Nie umiem zdobyć się na akademicki niemal,
naszpikowany naukowymi określeniami i polonistycznym żargonem, tekst.
Najprościej o wierszach Łukasza Jarosza
napisać tak: w nich wszystko jest "na wierzchu." Zdania, obrazy, całe
ich sekwencje układają się w doskonale rozpoznawalne, swojskie i bliskie
pejzaże. Panoramę, którą znają czytelnicy żyjący gdzieś na uboczu wielkiego
świata, obok głównych arterii współczesności.
Wolę sobie pogadać o tych wierszach, być
może z sobą i o sobie. Bo w tomiku Jarosza jest pełno mnie samego. Jest ogrom szczegółów,
gestów, dźwięków, faktur, wspomnień, jakie w sobie znajduję i jakie widzę w
mały miasteczku, którego powolne tempo, skromna przestrzeń i nieliczni
lokatorzy wypełnia moją codzienność.
Nauczyłem się lubić ten świat – świat mój
i świat poety, bo to chyba to samo miejsce. Powoli sobie wrastamy w podobną
ziemię, wodę, powietrze. Na pamięć znamy znaki szczególne budujące nam życie. Obaj
zdajemy niekończący się egzamin z uważności.
Podglądamy bliskich i dalekich, znajomych
i nieznajomych. Czasem wzrok ugrzęźnie w banalnym szczególe, innym razem pamięć
przerzuci w rejony, o których istnieniu dawno zapomnieliśmy. Obrazy dominują
nad refleksją, ale tym lepiej dla tych pierwszych.
Jarosz umie to nazwać, zdefiniować,
związać przy pomocy najprostszych zdań, na których tle z siłą błyskawicy rodzą
się metafory. W tych wierszach jest dużo wolnego miejsca. Poeta najczęściej rezygnuje
z tworzenia dłuższych, rozwijających się powoli sekwencji. Najczęściej wystarczy
mu kilka sztychów, parę pociągnięć piórkiem, by zbudować obraz pełnowartościowy
wiersz.
Krytyk literacki Marian Stala usiłuje na
czwartej stronie okładki tomiku przekonać czytelników, że poezja Jarosza kryje
w sobie jakieś pokłady (powiedzmy) metafizyczne, które ujawniają się dopiero
przy kolejnych lekturach wierszy. Nazywa to uczucie zagadką. Wkurzyło mnie przekonanie, że ta doskonała poezja musi
mieć jakąś duchową podpinkę, bo gdzieżby mogła istnieć tak sama z siebie, dla
siebie, dla fizycznego, sensualnego istnienia.
W życiu nigdy, panie Stala!
Poezja Jarosza to hymn ku widzialności i doskonale obywa się bez takich
wielkich żyrantów jak Sens lub przeczucie Konieczności Istnienia. Nie musi
podpierać się żadnymi wyrafinowanymi teoriami lub aplikować do jakiejś
konkretnej szkoły poetyckiej. Oscar Wilde napisał: „Prawdziwą tajemnicą świata
jest widzialne, a nie niewidzialne”, a Jarosz fenomenalnie zilustrował ten pozorny
paradoks.
Rewelacyjnie czyta się te proste świetne
teksty. Takie nic, ktoś powie, ale właśnie zwrócenie uwagi na to „nic” być może pozwoli bardziej świadomie przejść przez życie.
Na świecie są dwa rodzaje poetów. Jedni
powiedzą: „Chodź, pokażę Ci miejsce, gdzie dwa razy uderzył piorun”, ci drudzy
powiedzą: „Pokażę Ci miejsce, gdzie piorun nie uderzył ani razu.”
Zdecydowanie wolę tych drugich…
Świetna recenzja. Zniszczyłeś mnie, prawdę mówiąc. Sam kiedyś chciałbym rozwinąć się na tyle, by móc z taką swobodną wyrażać swoje wrażenia i emocje po przeczytaniu większości książek. Niejednokrotnie jednak przychodzi mi to ciężko przy pisaniu na temat prostych powieści... co dopiero byłoby przy pisaniu bardziej emocjonalnej i wyrafinowanej poezji?!
OdpowiedzUsuńStary, ta książka burzy mit o "wyrafinowaniu" poezji. To bardzo przystępna i otwarta na czytelnika liryka. Naprawdę.
Usuńdziękuję za miłe słowa. Swoboda... Ileż ja się namęczyłem, by wyszło swobodnie. Wiesz, najlżej napisane teksty często są najtrudniejsze do napisania. Łatwo walnąć nudną i statyczną recenzję. Męczyć się trzeba, by powstało coś przystępnego, dowcipnego, zaskakującego.
Pozdrawiam serdecznie.
Nie twierdzę, że nie, ale co innego czytać poezję, a co innego o niej pisać. :) Ja osobiście bardzo lubię Baczyńskiego, Twardowskiego i Baudelaire'a. Nałkowska też mi się podoba. Ale jak mam napisać coś na temat tego co przeczytałem...najtrafniej tu pasuje wyrażenie "bełkot". :D A od czasu pisania na blogu, jak zacząłem pisać porządniejsze recenzje, wyrobiłem sobie taki nawyk, by nie pomijać opinii na temat żadnej z przeczytanych książek, żeby zawsze coś napisać. A więc jak mam poczytać poezję, a pomyślę do przodu, że będzie trzeba o niej coś względnie konstruktywnego napisać to...hm...lekko mi się odechciewa. :P
UsuńZnaczy się, że znacznie dłużej siedziałeś nad napisaniem tej recenzji niż normalnie, czy na ogół nie ma łatwo? Zawsze zastanawiało mnie, z jaka swobodą o cudzych tekstach piszą sami pisarze, bez względu na to, czy są to pisarze o większym stażu wydawniczym, czy dopiero początkujący. Zgadzam się, że z tymi wbrew pozorom łatwymi tekstami ciężko się zmierzyć recenzując. Jednak ja chyba mam najgorzej zrecenzować coś, co mną pozamiatało, co mnie zachwyciło tak bardzo, że nie potrafię ogarnąć emocji i zebrać to do kupy. Mogę walnąć długim, słownym, pochwalnym monologiem, ale ładu i chaotycznie. A jak mam napisać składnie...Koniec. Miałem tak z "Innymi pieśniami" Dukaja, czy zupełnie niedawno z "Wszyscy na Zanzibarze" Brunnera. Nie oznacza to, że nie przeczytałbym, gdybym wcześniej wiedział, że tak będzie. Ale mimo wszystko. Nie raz trzeba się napocić, jak sam stwierdziłeś. :)
Ciężko się pisze o czymś, co jest dobre. No, ja tak na pewno mam. Są wyśmienite książki, które mnie porwały, ale ich recenzja powielałaby to, co już o nich napisano, powiedziano etc. Poza tym o dobrych książkach ciężko pisać posługując się takimi prostymi narzędziami jak ironia, szyderstwo, cynizm... Dobrze się czyta zjadliwą, miażdżącą opinię. Pośmiać się można i tak dalej.
UsuńA z dobrą książką tak Ci nie pójdzie. Musisz swój entuzjazm przekuć w przekonywującą recenzję. A to czasem bardzo trudne.
W przypadku tego tomiku było ciężko, bo ja te wiersze doskonale "czuję", gorzej z definiowaniem tego uczucia.
pzdr