Dlaczego mój blog o książkach jest kiepski, czyli "Pan ciemności" Smitha
Czasem człowiek musi się sponiewierać. Napić się piwa z Biedronki i nażreć chipsów o smaku zielonej cebulki. Potem wbić do najbliższej dyskoteki, potupać w rytm przebojów RMF-u, znaleźć jakąś mało oporną pannę, by wślizgnąć się z nią do pożyczonego od kolegi samochodu stojącego na parkingu...
Mnie nie dane było przeżyć podobnych atrakcji (choć tak bardzo się starałem), więc staram się uatrakcyjnić życie, czytając tanie horrory klasy B i C. Taki Guy N. Smith, niezwykle żywotny i płodny autor zbudował swoje specyficzne miejsce w szeroko rozumianej literaturze dzięki pisaniu o rzeczach, którymi brzydzi się "normalny" czytelnik.
Znamy jego cykl o gigantycznych krabach pałaszujących cycate plażowiczki, znamy historie o byłym księdzu-komandosie, w którego "wnętrzu" mieszka dusza jego zmarłego złego brata bliźniaka. Bez trudu znajdziemy inne absurdalne, ale atrakcyjne z punktu widzenia miłośnika taniego horroru rozrywki.
Nie przeliczyłem się więc, gdy chwyciłem po jego króciutką książeczkę "Pan ciemności." Horror tak zły, że aż dobry. Tak kaleki, momentami nieudolny, przewidywalny, że mój zepsuty czytelniczy gust poczuł krew i ruszył na poszukiwanie dalszych atrakcji.
Jesteśmy w szkole. W elitarnej placówce położonej gdzieś w górzystej Szkocji, gdzie kształcić się ma ją młodzi, silni fizycznie i psychicznie uczniowie. Szkołą zarządza sadystyczny, przewrotny zwyrodnialec, który, jak się z czasem okazuje, czci szatana i uwielbia lekcje wychowania fizycznego. Serio.
W szkolnej kaplicy odbywają się regularne czarne msze, w czasie których pije się krew ukradzionych pewnemu dziadkowi kur. Dodatkową atrakcją są cyklicznie podejmowane próby zapłodnienia dziewicy, by ta wydała na świat jakieś mroczne potomstwo. Tytułowy zaś "Pan ciemności" to jakieś rozkładające się ze starości truchło przetrzymywane w pobliskiej krypcie i regularnie dokarmiane ciałami ginących czasem uczniów.
Czujecie ten klimat? Te kartonowe dekoracje? Potwory w gumowych kostiumach? Krew z sosu pomidorowego? Jeśli to coś dla Was, lektura nasyci Wasze perwersyjne gusta.
Podsumuję nieco przewrotnie - ostatnio kilka obserwowanych przeze mnie blogów książkowych zostało uhonorowanych umieszczeniem na liście wybitnie wartościowych przestrzeni internetowych, gdzie rozmawia się o literaturze.
Chyba będę musiał więc zmienić moje "pole widzenia" i na dobre pożegnać się z takimi autorami jak Guy N. Smith, by móc starać się o zaistnienie w jakimkolwiek poważnym gronie...
Czujecie ten klimat? Te kartonowe dekoracje? Potwory w gumowych kostiumach? Krew z sosu pomidorowego? Jeśli to coś dla Was, lektura nasyci Wasze perwersyjne gusta.
Podsumuję nieco przewrotnie - ostatnio kilka obserwowanych przeze mnie blogów książkowych zostało uhonorowanych umieszczeniem na liście wybitnie wartościowych przestrzeni internetowych, gdzie rozmawia się o literaturze.
Chyba będę musiał więc zmienić moje "pole widzenia" i na dobre pożegnać się z takimi autorami jak Guy N. Smith, by móc starać się o zaistnienie w jakimkolwiek poważnym gronie...
Jeden z lepszych Smithów, jakie czytałem. (Co nie znaczy, że to dobra książka. ;) )
OdpowiedzUsuńAch, jakież to były piękne czasy, gdy tego typu książeczki królowały w Polsce. Harry Adam Knight, James Herbert Guy N. Smith, pockety Barkera... Sentymentalnie mi się zrobiło... :)
W kolejce mam recenzję "Fungusa" Knighta. Też nostalgicznie się zrobi.
Usuń;-)
Pzdr Marku.
Chyba się do jakiegoś antykwariatu trzeba będzie wybrać po parę ciekawych tytułów z przeszłości. :)
UsuńJeszcze Ci dopłacą za to, że bierzesz takie tytuły. ;-)
UsuńNiewykluczone. :D Jestem w sumie ciekawy ile się tego na rynku ostało... W sumie to już teraz są białe kruki.
UsuńTrochę po bibliotekach, na zakurzonych półkach, w półprzezroczystych foliowych okładkach. Wartość kolekcjonerska spora.
UsuńTylko jak tu znaleźć czas na przypomnienie sobie niektórych z tych tytułów, skoro brakuje go nawet na dobre książki? :)
UsuńZachęciłeś mnie, widziałam zresztą chyba nawet jakieś pozycje w antykwariacie :) Tego autora akurat nie czytałam, ale całkiem dobrze wspominam Mastertona i jego szatańskie bestie z podwójnym penisem.
OdpowiedzUsuńSmith nie zawodzi. Silna literatura klasy B i C.
Usuńpzdr
A okładka tak koszmarna, że aż klasyczna :P
OdpowiedzUsuńHej! I tak jest duuuużo lepsza od "jego" najgorszych polskich okładek. Serio.
Usuń