Taki las, czyli "Las" Smitha

Kiedyś w każde wakacje czytałem powieści Agathy Christie. Klimat angielskiej sielskiej prowincji, którą na szczęście ożywia soczysta zbrodnia, idealnie komponował się z buzującą kanikułą. Nie robiłem nic, leżałem w ogrodzie rodziców i rozwiązywałem nierozwiązywalne zagadki kryminalne.

Tegoroczne wakacje ukradł mi Guy N. Smith, autor pulpowych horrorów, które święciły tryumfy w naszym kraju na początku lat 90.

Ja wiem, że są lepsze książki i mądrzejsi autorzy, ale ja nie zajechałem jeszcze kobyły nostalgii i funduję sobie te powieścidła z nadzieją na to, że uda się jakoś przenieść w przeszłość na zawsze utraconą, gdy traciłem czytelniczą niewinność, sięgając po książki wydawnictwa "Phantom Press".

Okładka zachodniego wydania jeszcze zachęca...


A polska?

"Las" sprawia nieco lepsze wrażanie niż spora część produkcji angielskiego autora. Dzieje się tak między innymi dlatego, że Smith tworzy dziwną, duszną, niepokojącą atmosferę, jaką może mieć tylko i wyłącznie las pogrążony w oparach mgły. Cóż, wiedział już o tym Goethe pisząc "Króla Olch", ale to temat na inną okazję... W powieści przeplatają się przeszłość z teraźniejszością, duchy ścigają przerażonych śmiertelników, a sen przenika jawę. I nawet jeżeli składniki  tej książki są marne, to Smith komponuje z nich wcale niezły cocktail.

Cóż więc my tu mamy?

Przeklęty zatopiony we mgle las.

Gwałciciela-mordercę, który zrobiwszy swoje, pada ofiarą sił zamieszkujących tytułowym lesie.

Typową prostą umęczoną sercowymi rozterkami biuściastą dziewczynę, która gubi się w tytułowym lesie, a jej tropem rusza narzeczony - strażnik przyrody.

Inną dziewczynę, też biuściastą, ale zapomniałem kim ona dla kogo była. Nieważne... Coś ją goni po tytułowym lesie.

Jest też hitlerowiec, który w czasie II wojny światowej został zestrzelony nad tytułowym lasem i stał się więźniem tytułowego lasu...

Są jeszcze przemytnicy z XVIII wieku, których wciąż na nowo łapią i torturują właściciele tytułowego lasu.

Na deser mamy półzgniłego trupa, który próbuje zgwałcić młodą kobietę, ale z braku przyrodzenia nie idzie mu najlepiej.

Cały Guy...

Przez całą książkę wymienione postacie uganiają się po tytułowym lesie. Raz gwałciciel goni dziewczynę, potem policjant goni gwałciciela, następnie strażnik leśny szuka pierwszej dziewczyny, a drugą dziewczynę gonią duchy, zaś policjanta gonią duchy...

To taki Scooby Doo dla dorosłych, gdzie każdy każdego chce złapać jednocześnie uciekając przed innym zagrożeniem. Wrażenie radosnego chaosu ubarwiają oczywiście litry sztucznej krwi i wnętrzności, które specjaliści od efektów specjalnych znaleźliby w pierwszym lepszym sklepie mięsnym.

Czytelnicy, którzy nie pobrudzą sobie rąk takimi horrorami, a czytanie S. Kinga uważają na największy kompromis, na jaki mogą pójść ze swoimi czytelniczymi gustami, niech trzymają się od Guya z daleka.

On jest mój. Mój i podobnych do mnie perwersów.

Komentarze

  1. Czytałam kiedyś kilka powieści tego autora. Było zabawnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One są bardzo zabawne. Gdy się je odpowiednio czyta, są naprawdę komiczne.

      pzdr

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty