Normalny w nienormalnym świecie, czyli "Dzień tryfidów" Wyndhama
Bodajże od Chestertona wziąłem
przekonanie, że książki generalnie dzielą się na dwa rodzaje. W jednych nienormalny
bohater stara się przeżyć w normalnym świecie, w drugich normalny bohater trafia
do nienormalnego świata. Nie trzeba oczywiście dodawać, że angielski klasyk faworyzował
drugi rodzaj opowieści.
(Nie trzeba chyba również dodawać,
że współczesna literatura chyba zbyt często pokazuje nam przygody świrusa w
porąbanym świecie. I nie trzeba również dodawać, że jako czytelnik gardzę
podobnymi patologiami i nie namówicie mnie, bym rozkoszował się męczącą komiksowo-filmową
obecnością takiej Harley Quinn na przykład…)
Do rzeczy – wróciłem do czytania
klasyków fantastyki i wzrok mój padł na czytnik, gdzie trzymam przynajmniej sto
tytułów wymagających natychmiastowej lektury. Chwyciłem „Dzień tryfidów” Johna
Wyndhama. Powieść, a przynajmniej jej zarys, znałem dużo wcześniej z
ekranizacji, którą gdzieś tam u zarania młodości widziałem w telewizji. Nie
czytałem więc w ciemno, co czasami bywa nawet zaskakująco przyjemne.
Jesteśmy w Anglii. Przez
kilkanaście godzin nocne niebo rozświetlają przedziwne iluminacje. Wszyscy
patrzą z rozdziawionymi gębami na ten pokaz kosmicznych fajerwerków. Niestety,
nie ma nic za darmo – nazajutrz amatorzy
świetlnych pokazów budzą się ślepi. Główny bohater powieści miał jednak farta.
Kilka dni wcześniej doznawszy urazu oczu, wylądował w bandażach w szpitalu,
gdzie nikt nie pozwolił mu nawet wstać z łóżka. Przegapił więc to, co
przyczyniło się do nieszczęścia 99,9999999% populacji.
(Widzicie tutaj pewne
podobieństwa? Fajny horror pt „28 dni później” zaczyna się identyczną sceną.
Niczego nieświadomy pacjent budzi się do walki o przetrwanie w opanowanym przez
„zombie” świecie. Taki już los klasyków, że ktoś wciąż do nich nawiązuje…
Inna kwestia, że identyczną
symulację – świat ludzi ślepych – przeprowadza noblista portugalski Saramago.
Nie wiem, czy dochodzi do mądrzejszych wniosków, ale fakt jest taki, że jego „Miasto
ślepców” to nieco wyższa półka.)
Ślepota to jednak nie jedyna
atrakcja tego świata. Hodowane przez człowieka chodzące rośliny, tytułowe
tryfidy, śmiertelnie niebezpieczne, gdy spuści się je z oka, wyrywają się spod
kurateli i zaczynają polować na bezbronnych ludzi. Rośliny te dysponując
odrobiną „rozumu”, powoli uczą się na własnych błędach i wykorzystują zdobyte
doświadczenia do skuteczniejszego poszukiwania bogatego w białko pokarmu.
Najbardziej ujął mnie w tej
powieści główny bohater – zwykły człowiek, który nabywszy w życiu odpowiednie
kompetencje moralne, nie jest w stanie w żadnych okolicznościach wykorzystać
swojej przewagi nad światem, w którym jako widzący mógłby wszystko. Bohater
jest ujmująco staroświecki, po hollywoodzku męski i wychowany tak, by poradzić
sobie i z piórem, i z mieczem. No, z karabinem…
Akcja, jakby wbrew potężnemu
zapleczu, bo to i postapokalipsa, i walka z „obcymi”, nie gna do przodu.
Powoli, dostojnie, rozwija się powieściowy wachlarz. Przygody, zwroty akcji,
dramatyczne sytuacje sąsiadują na równych prawach z długimi partiami, w których
diagnozuje się albo stan duszy osamotnionego bohatera, albo stan świata, który
właśnie przewraca się na drugi bok.
„Dzień tryfidów”, kiedyś być może
furtka, by wejść do świata fantastyki, dziś jest powieścią niedzisiejszą. I nie
jest to w żadnej mierze zarzut. To w moim prywatnym słowniku określenie
zarezerwowane dla zjawisk wyjątkowych, szlachetny, nie goniących za uwagą
czytelnika, a cierpliwie czekających na (jednak) dojrzałego odbiorcę.
To jest doskonała książka. Mocna. Nie czytałam tego, ale słuchałam (http://mcagnes.blogspot.com/2010/12/dzien-tryfidow-john-wyndham-mocna-rzecz.html) , a potem dopiero obejrzałam film, który co jakiś czas wznawiają.
OdpowiedzUsuńRacja. To jest dobra książka. Czy mocna? Cóż, nie wiem. Mam wrażenie, że pół wieku temu inaczej się ją czytało. Dziś w takiej książce lałyby się hektolitry krwi, a wnętrzności ludzkie latały w powietrzu.
UsuńMocna nie znaczy dla mnie "wywołująca obrzydzenie czy zniesmaczenie". Mocna - to znaczy taka, która każe Ci się zatrzymać na chwilę i pomyśleć.
UsuńDzień tryfidów jest świetny, ale Poczwarki są świetniejsze. I na tych dwóch książkach Wyndhama należy poprzestać.
OdpowiedzUsuńPoczwarki wciąż przede mną, to super!
UsuńNajfajniejsze jest to, że kosztują po piątaku na allegro :) Naród nie wie, co dobre.
Usuń