Tanie wino, czyli "Nienasycony" Radeckiego
Wanda X - I już teraz wiem, dlaczego… A tak naprawdę to
horrory też czytam, ale nie pamiętam, bym tak nisko upadła czytelniczo od
czasu… Nie, nigdy tak nisko jeszcze nie upadłam, a czytałam bardzo dużo chłamu,
uwierz mi.
- Ja kupiłem z sentymentu. Wiesz, „Phantom
Press”, lata 90, tanie horrory z koszmarnymi okładkami, niegramotny język,
prosta erotyka, naturalistycznie ujęta przemoc, barokowe opisy Zła (demonów,
duchów, potworów wszelkiej maści, wilkołaków, wampirów, przeklętych cmentarzy i
nawiedzonych domów...). Fabuła ma być prosta, dziewczyny mają chodzić do łóżka
na pierwszej randce, a silni i pomysłowi faceci mają zaprowadzać porządek w
świecie skazanym na konfrontację z (najczęściej) nadnaturalnym zagrożeniem.
- Te książki były jak filmy video czytane przez
Tomasza Knapika. Głupie, źle napisane, żerujące na najniższych instynktach.
- Hej! Ale one takie miały być przecież! Masz
pretensje do hamburgera, że nie jest kawiorem?
- Ale ja w życiu jadłam dobre hamburgery.
„Nienasycony” Radeckiego to zapiekanka odgrzana w mikrofalówce i polana starym
sosem czosnkowym.
- Naprawdę aż tak źle to wyglądało? Ja miałem
niezły ubaw. "Nienasycony" to typowy horror. Horror klasy B. I jest
swojej B-klasowości niesamowicie świadomy (mam przynajmniej taką nadzieję).
Radecki wziął swoją opowieść w tak ogromny cudzysłów, że nie mam podstaw
wierzyć, by napisał tę książkę na serio. Dlaczego? Dlatego, że autor tyle razy
puszcza oko do koneserów tego typu produkcji i odwołuje się nie tylko do
powszechnych wyobrażeń na temat tanich horrorów, ale również stara się
odtwarzać nastrój heroicznych czasów (słodkie lata 90) horroru pulpowego w
Polsce.
- I nic mu z tego odtwarzania nie wychodzi. Gdybym
nie znała tej dekady z autopsji, na pewno nie poznałabym jej dzięki
"Nienasyconemu." Uproszczony do granic możliwości obraz nie buduje
klimatu, nie tworzy atmosfery. To wycięte z tektury dekoracje. Niestety...
- No a bohaterowie? Ja tam lubię taki zbyt
wyraźny rysunek. Trzech zwykłych chłopaków. Prowincjonalnych metalowców,
satanistów-ateistów, amatorów tanich win, którzy całą wiedzę na temat zaświatów
i sił nadprzyrodzonych czerpią z tanich horrorów właśnie oraz z tekstów black
metalowych kawałków. Chodzą w skórzanych kurtkach, mają długie włosy i plują
pod nogi przechodniom... Wypisz wymaluj typowi czytelnicy dzieł Guya N. Smitha
lub Mastertona. Są mocno przegięci, przerysowani.
- Ok., ale co z tego, skoro postacie są
absolutnie niewiarygodne. Wywołałbyś krzyżackiego demona, by ten zemścił się na
dziewczynie, która Cię zostawiła dla innego?
- Ja tam wyznaję hasło: „Gdy ci smutno, gdy ci
źle, idź do kuchni, nażryj się.” To jest mój sposób rozwiązywania problemów.
- No widzisz. Myślę, że powinniśmy nieco
rozjaśnić mrok tej skomplikowanej opowieści. Rzecz ma się tak: mamy tych trzech
mało rozsądnych kumpli, którzy w ramach zemsty za złamane serce jednego z nich,
decydują się sprowadzić do naszej rzeczywistości demona. Tytułowy demon nie
tylko morduje byłą narzeczoną jednego z bohaterów, ale cała wioska pada ofiarą
wygłodniałego potwora... To jednak nie wszystko - chłopaki uciekają przed
demonem do Torunia, gdzie ich losy rozdzielają, ale żaden z domorosłych
satanistów nie może uwolnić się od mrocznej przeszłości... Po latach demon
upomina się o kolejne ofiary.
- Właśnie, demon… Autor robi, co może, by
plastycznie odmalować Nienasyconego, który przypomina chmurę-wir wysysającą z
ludzi życie i rozdzierających swoje ofiary na strzępy. Nie wiem, czy Radecki
kierował się zasadą, że "mniej znaczy więcej", ale w przypadku tego
typu horroru trzeba przynajmniej pokazać jeśli nie samego potwora, to chociaż
efekty jego działań lub strach ofiar. Jednego i drugiego zabrakło. To jest
faktycznie słaba strona tej książki. A pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z
alkoholem?
- Nie. I chyba niekoniecznie dobrze to o mnie świadczy.
Dlaczego pytasz?
- Bo lektura "Nienasyconego"
przypomina picie taniego wina, które posłużyło z 20 lat temu naszej inicjacji
alkoholowej. Smak niby ten sam, i siarczany takie jak kiedyś, ale ekscytacji
nie czujemy, gdyż i świat się zmienił, i my się zmieniliśmy. Ja tam dałem
Radeckiemu spory kredyt zaufania i całej serii "nowych polskich pulpowych
horrorów" też.
- A ja nie. Tak bezczelnego żerowania na
nostalgii za pulpą dawno nie spotkałam, więc proszę Cię o jedno – nie umawiajmy
się więcej na żaden horror.
- Idźmy na kompromis. Nigdy więcej polskich
horrorów. Ok.?
- Ok.
- Już się boję zapytać, co Ty zaproponujesz do przeczytania...
- Spokojnie, może nie będzie Cię aż tak bolało, jak mnie bolał ten "Nienasycony." Lubisz ambitną polską prozę?
- Nie.
- No to przeczytasz "Upał" Michała Olszewskiego.
Według mnie wypadło bardzo, bardzo. Już za samo zdanie "Masz pretensje do hamburgera, że nie jest kawiorem" należy się jakiś blogowy order. W temacie samej książki - mam słabość do filmów utrzymanej w takiej stylistyce, ale w wydaniu książkowej wydaje mi się to gotowy przepis na katastrofę.
OdpowiedzUsuńDzięki! Książka czyta się lekko, chociaż toporny nieco styl może męczyć. I to prawda, że oglądać horrory klasy B to można, ale czytać? To już trzeba być nieco zboczonym. Cóż, ja lubię... ;-)
UsuńPzdr
Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma. Ja np. oglądałem zdecydowanie za dużo filmów Takashiego Miike.
UsuńNo to chyba jestem zboczona...Myślę, że dostałam to, czego po prostu oczekiwałam, żadnych tam kawiorów ;)
OdpowiedzUsuńJa też! Ja też!
Usuń