Nura w smugę cienia, czyli "Korzystaj z dnia" Bellowa
Ileż ja miałem przygód z tą
powieścią… Najpierw wypatrzyłem jej ciepłą recenzję na jakimś książkowym
fanpejdżu. Tytuł „Chwytaj dzień” brzmiał pocieszająco, epikurejsko, mądrze i
optymistycznie. W sam raz, by rozproszyć listopadowe odmęty ciemności, mroki, moje
coroczne „wertery”, które zamieniają mnie w ponurego skubańca. Jednak im dłużej
czytałem tę króciutką książkę, tym bardziej smutek nabrzmiewał, a dojmujące
wrażenie zmarnowanego życia zaczynało świdrować we mnie dziury. Czułem się,
jakbym posłuchał głupiej rady i leczył kaca, pijąc mocne piwo.
Już miałem uznać „Korzystaj z
dnia” za pomyłkę czytelniczą, gdy finał powieści pozwolił mi odkryć jej gorzką
sarkastyczną mądrość.
Tyle tytułem wstępu. Teraz do
rzeczy – Bellow nie odkrywa żadnej Ameryki, gdy portretuje przeżywającego
kryzys wieku średniego (niemal) rozwodnika, któremu los nie pozwolił rozwinąć
mikrych skrzydeł. Facet wynajmuje skromny pokoik w hotelu, oszczędności
topnieją w zastraszającym tempie, zamożny ojciec nie zamierza pomagać jedynemu
synowi, bo złamałoby to zasady, w które wierzył przez całe życie. Ostatnią
szansą, by wyjść na prostą, wydaje się być stary gracz giełdowy, którego
opowieści o spekulacjach na cenach zboża i smalcu są na tyle przekonujące, że
bohater postanawia powierzyć mu ostatnie pieniądze, by te w magiczny sposób
zaczęły na siebie pracować.
Nie jeden raz dane mi było czytać
(lub oglądać) podobne historie kompromitujące ideę Amerykańskiego Snu. Sukces
jednostki oblany jest morzem upokorzonych, zmęczonych, rozczarowanych, balansujących
na granicy (auto)destrukcji naiwniaków, marzycieli przeżartych na wylot przez
ambicje. Nie jest przyjemnie zaglądać pod podszewkę American Way of Life.
Przypominam sobie gorzkie rozważania
Wokulskiego, który snując się po Powiślu, widział ludzi jako „smugę iskier
wydmuchniętych przez lokomotywę podczas nocy?… Błyszczą przez mgnienie oka, aby
zgasnąć na całą wieczność, i to nazywa się życiem.” Bohater powieści właśnie
taką iskrę przypomina. Unosi się przez chwilę na powierzchni życia, niby udaje
mu się jakąś szansę złapać, „chwycić dzień”, który powinien na zawsze odmienić
jego nijaką egzystencję, ale… Każda szansa wymyka się z rąk, każde zwycięstwo
zamienia we własną parodię – brzmi to jak ogólna zasada organizująca skromny
wszechświat tej powieści.
Dwie rzeczy dodatkowo mnie
dotknęły. Obraz Nowego Jorku. „Stolica świata” skarłowaciała do rozmiaru kilku
ulic, na których wije się anonimowy neurotyczny tłum, i hotelu, po którego
korytarzach snują się próbujący zachować resztki wigoru starcy. Jeżeli
chcielibyście znaleźć bardziej odpychający z powodu swojej nijakości obraz
Wielkiego Jabłka, musielibyście się nieźle postarać…
Natomiast gdy przyjrzymy się
relacji głównego bohatera z ojcem, to być może ujrzymy wstrząsającą metaforę
relacji Boga z człowiekiem. (Nie zagalopowałem się?) Stwórca, skąpy i kurczowo trzymający się
swoich zasad Byt, nie zamierza łamać własnych reguł, by wysłuchać modlitw
nieudacznika, któremu w życiu nie powiodło się z powodu fatalnych, ale
podejmowanych dobrowolnie decyzji. Jakaś starotestamentowa surowość bije od tej
powieści, co w zderzeniu z światłem horacjańskiej filozofii (tytułowe „Korzystaj
z dnia”) tworzy przedziwną, ironiczną mieszankę.
Nie chcę zdradzać zakończenia,
ale nadmienię tylko, że w wyjątkowo złośliwy sposób Bellow podsumowuje próby ,
jakie podejmuje bohater, by wyjść na prostą. Uroczystość pogrzebowa, której
staje się mimowolnym uczestnikiem, zamienia się w requiem dla wszystkich marzeń
i planów, zamysłów i nadziei. Tylko że to nie koniec tortur, jakie przygotował
dla niego autor…
Ta krótka książka, którą przy
sprzyjających wiatrach przeczytamy w dwa wieczory, na dłuższy czas zepsuje nam
nastrój. A gdy mamy już na liczniku przekroczony czterdziesty rok życia i
próbujemy dokonać podsumowania osiągnięć życiowych, „Korzystaj z dnia” być może
odczytamy jako tragikomicznym komentarz.
O, to nie wiem, czy chcę to czytać, czy nie. Autora znam tylko z „Rzeczywistej”, której bohater dla odmiany umie zarobić dużo pieniędzy, ale za to jest zadziwiająco nieporadny w kontaktach z podobającą się mu kobietą.
OdpowiedzUsuńLepiej uważać. Ta książka przygnębia. I to na dłużej. Dzięki za komentarz. pzdr
Usuń