Karabiny cywilizacji miłości, czyli "Czerwona mgła" Kołodziejczaka
Autor stworzył jakoś bliską memu konserwatywnemu sercu wizję
rzeczywistości, w której to Polska jako jedno z nielicznych miejsc na świecie
broni się dzielnie przeciwko zakusom Zła. Zła czystego, fundamentalnego,
deformującego zarówno psychikę istot, jak i środowisko naturalne. Granice krain
geograficznych się przesuwają, rzeki zmieniają swój bieg, zwierzęta deformują,
ludzie mutują zamieniając w przerażające bestie, dla których ratunku już nie
ma. Zło pochodzi z Innego Świata, gdzie istnieje w esencjonalnej, pierwotnej
wręcz formie.
Tylko w Polsce wszystko po staremu – elf-katolik jest królem
naszej ziemi. W ogóle elfy, przybysze z innej rzeczywistości, wierzą w
Chrystusa Króla i są doskonalszymi pod każdym względem istotami. Zaś sami
Polacy pielęgnują wartości rodzinne. Płodzą kolejnych obywateli wychowywanych w
duchu patriotycznym. Wierzą w prochy ojców i mogiły dziadów, sztandary i
proporce. Spokojnie i sumiennie oddają się codziennym obowiązkom, by w razie
potrzeby bronić bram kraju.
Brzmiałoby to nieznośnie pompatycznie i skrajnie życzeniowo,
gdyby nie podniesiono tego do „fantastycznej” (nomen omen) potęgi.
Rozmieszczenie w tak rozpisanej rzeczywistości elementów rodem z arsenału
science-fiction, fantasy lub steam punku sprawia, że wizja świata staje się
wiarygodna w obrębie gatunku i, o dziwo, brzmi dość świeżo.
Czary sąsiadują z modlitwami, amulety z medalikami z Matką
Boską, miecze z karabinami, zbroje z kamizelkami kuloodpornymi. Polacy nie
walczą z barbarzyńskimi kacapami lub nieludzkimi naziolami, ale z demonami,
bestiami, niewolnikami Zła. A różańce stają się bronią równie skuteczną jak
nunczako w rękach Bruce’a Lee.
Nie mogłem się powstrzymać... |
Kołodziejczak doskonale maluje taką rzeczywistość. Opisy są
plastyczne, trójwymiarowe, wypchane po brzegi szczegółami. Dekoracje,
rekwizyty, kostiumy, efekty specjalne – pierwszorzędne!
A fabuły poszczególnych opowiadań? Są niestety
konwencjonalne, nie zaskakują, nie rozgałęziają się w nieoczekiwanych
kierunkach. Są mechanicznymi linearnymi konstrukcjami, które ubarwiono
wprowadzonymi na siłę scenami walk. Bohaterowie nie błyszczą szczególnie
skomplikowaną psychiką, ich motywacje są oczywiste, a zachowania przewidywalne.
Nie chce mi się wierzyć, że fantastyka straciła bezpowrotnie swój potencjał,
zdolność snucia nieogranych opowieści, ale „Czerwona mgła” skutecznie moją
wiarę w nowatorstwo osłabia. Widocznie ilość możliwych kombinacji jest
ograniczona.
Rozczytamy bezbłędnie zamiar Kołodziejczaka – wpisać los
Polski (przeszłość, być może opowiedzieć o teraźniejszości i zapowiedzieć
jutro) w sferę odwiecznych, niemal manichejskich starć Dobra ze Złem. Nas,
nasze narodowe mity z „przedmurzem chrześcijaństwa” na czele i mesjanizmem,
nasze poczucie wyjątkowości, wybrania, przetłumaczono na język współczesnej
baśni o „Westerplatte, które broni się jeszcze.”
Pocieszające to, ale zmusza do refleksji na temat tego, na
ile wiarygodnie w naszych uszach brzmią prawzorce, po jakie sięga Autor – czy
wierzymy w „wybranie” naszego narodu? Czy faktycznie „mamy dusze anielskie”
uwięzione w cielskach naszych wad narodowych? Bo jeżeli nie wierzymy, próżno w
„Czerwonej mgle” szukać czegoś więcej niż tylko przyzwoitej rozrywki.
Nakład wyczerpany.
OdpowiedzUsuńKrysztof
A w związku z tym co?
OdpowiedzUsuńOj, jak ja nie lubię tego typu spłycania rzeczywistości. Zło w najczystszej postaci, którego celem jest rozpowszechnianie zła. A gdy już cały świat stanie się złem wcielonym pozostanie tylko tryumfalny i demoniczny śmiech. Ech, w mojej opinii tego typu czarno-biała rzeczywistość jest wyrazem zubożenia wyobraźni autora, który nie potrafił nadać żadnych przekonujących motywacji, kierujących poczynaniami schwarz charakteru. A sam podział na dobrych i złych mierzi mnie okrutnie, bowiem nawet jeśli okaże się, że obie strony walczą dokładnie tymi samymi środkami, w identyczny sposób rozprawiają się z przeciwnikiem, etc., to w dalszym ciągu postępowanie jednych będzie rozpatrywane jako pozytywne (w końcu są dobrzy, a więc muszą dobrze działać), a drugich jako negatywne (bo to źli goście). Wydaje mi się, że dokładnie z takiego typu myślenia biorą się później różne George Bushe, rozpieprzające od podstaw suwerenne państwa w imię walki ze złem i występkiem.
OdpowiedzUsuńNo i ten mesjanizm - taki Słowacki jest wg mnie usprawiedliwiony, w końcu Polska nie istniała wtedy na mapie, to był naprawdę trudny okres w historii, kiedy Polacy ciągle walczyli o swoją tożsamość narodową oraz o nadanie realności mrzonkom o niepodległym państwie. Co natomiast chciał Kołodziejczak przekazać poprzez ten mesjanizm i dlaczego tak się go uczepił, to nie mam zielonego pojęcia. I jakoś nie mam ochoty sprawdzać.