I niech rozdziobią nas kruki, wrony, czyli "Wieczne życie" Heinricha
Nie
wiem, jak zareagowałbym, gdyby przyjaciel poprosił mnie, bym po jego śmierci
zostawił jego ciało w lesie na pastwę dzikich zwierząt. Nie wiem… Z podobną
niecodzienną rozterką musiał zmierzyć się Bernd Heinrich, wybitny amerykański
biolog, który w swoich książkach łączy głęboką erudycję, naukową dyscyplinę i
filozoficzną zadumę, autor „Wiecznego życia.”
To
niezwykłe dzieło błyskawicznie ustawia perspektywę, z jakiej autor obserwuje i
analizuje fenomen życia i śmierci. Zaproponowana optyka niemal całkowicie
pomija metafizyczne odniesienia, duchowość, religię, w których kontekście
zwykliśmy myśleć o sprawach ostatecznych. Heinrich w bardzo przekonujący sposób
uświadamia czytelnikom, że życie jako takie nigdy się nie kończy, a śmierć jest
tylko momentem przejścia pomiędzy jedną formą istnienia a drugą. Taka właśnie
perspektywa niemal całkowicie anuluje tabu, jakim jest koniec fizycznej
egzystencji.
Ba!
Heinrich idzie dalej; bierze na swój biologiczny warsztat obyczaje pogrzebowe
starożytnych Egipcjan i w brawurowy sposób tłumaczy je cyklem rozwojowym żuka
gnojarza. A to nie jedyny fajerwerk, jaki eksploduje w tym fascynującym zbiorze
esejów.
(Ciekawe,nawiasem mówiąc, jak Heinrich zinterpretowałby opowieść o zmartwychwstaniu Chrystusa...)
W
następujących po sobie rozdziałach zapoznajemy się z kolejnymi obserwacjami,
jakie poczynił autor będąc świadkiem przeróżnych „śmierci.” Heinrich znajduje
wspólny mianownik dla myszy, jelenia, słonia, wieloryba, drzewa, by połączyć te
wszystkie organizmy w majestatycznym dance
macabre, w którym rolę wodzirejów przejmują żerujące na zezwłokach organizmy. To właśnie
ci pogardzani przez nas padlinożercy utrzymują świat w równowadze, oddając
Matce Ziemi nieocenioną przysługę, oddając jej doczesne szczątki doniedawnych
gości.
Jak
na rasowego biologa przystało, Heinrich wypełnia swoją opowieść rzetelnymi,
zdystansowanymi historiami – taksuje rozkładające się zezwłoki, kataloguje
spostrzeżenia, szkicuje kształty owadów. Jednak tylko na pierwszy rzut oka
„Wieczne życie” można uznać za trudną
naukową książkę, która wymaga czasu i cierpliwości. Jest zupełnie inaczej, gdyż
autor każdorazowo wplata w naukowe eseje bezcenny pierwiastek osobisty. Mnoży
konteksty, wspominając swoje dzieciństwo i pisząc o własnych dzieciach,
piętnując niszczycielskie ślady człowieka na Ziemi, finalnie zastanawiając się
nad własnym pochówkiem.
Zwieńczeniem
całej książki jest rzadkiej urody filozoficzny fragment, dzięki któremu mamy
szansę obcować ze szlachetnej próby myślą. Śmierć jest wpisana w naturę świata,
więc wzorem starożytnych filozofów powinniśmy przyjąć ją za oczywistość. Nie ma
w niej smutku, grozy ani straty. Ona po prostu jest.
Temat śmierci podchwycony z dosyć nietypowej, aczkolwiek ciekawej, strony. Hmmm... rozejrzę się.
OdpowiedzUsuń