Porządnie naoliwiona powieść, czyli "Apasiopesis" Sawickiego
Żyje w konsumentach kultury pewien obiegowy obraz belle epoque, który łączy w sobie elegancję, delikatny rys romantyzmu, dystyngowane gesty, odruchy serca skrępowane konwenansem lub skażone nutą dekadencji. I jeżeli w taki wszechświat wkleimy owoce „nowoczesnej” myśli technicznej – maszyny, często nie samą parą napędzane, wynalazki rodem z robotycznych pracowni – otrzymujemy piękny, pachnący oliwą i błyszczący jak świeżo naoliwione tłoki świat przedstawiony.
Steampunk jest ładny. Jeżeli nasza wyobraźnia nie ma problemu z przekładaniem słowa pisanego na sekwencje obrazów, wtedy rozkoszować się będziemy światem szeleszczących krynolin, sukien zamiatających posadzki, gorsetów ściskających osie talie niewiast, dżentelmenów paradujących we frakach i cylindrach.
Ciężko polskiemu czytelnikowi nie wpasować rodzimej wersji steampunka w ramy, jakie zakreśla sobą pozytywistyczna literatura realistyczna, stąd też „Aposiopesis” Andrzeja Sawickiego czyta się doskonale, gdy znamy choćby pobieżnie realia takich dzieł, jak przykładowo „Lalka” Prusa.
Autor tłem przygodowo-szpiegowskiej powieści kryminalnej uczynił Warszawę drugiej połowy XIX wieku. Miasto niepodzielnie rządzone przez Rosjan, którzy, dysponując najnowocześniejszymi zdobyczami techniki, wybili Polakom z głów wszelkie mrzonki o kolejnej próbie wybicia się na niepodległość. Sawicki, tworząc coś na kształt powieści panoramicznej, kieruję uwagę czytelnika raz na eleganckie wnętrza opery, gdzie zbiera się elita Warszawy, innym razem na targowisko, gdzie możemy niemal poczuć zaduch gnijących warzyw. Plastycznie odmalowana rzeczywistość to mocna strona tej książki.
Główni bohaterowie to też nielichy zestaw ciekawych postaci. Piękna, chłodna, choć tęskniąca za romansem Prusaczka, która jako żołnierka w stanie spoczynku z godnością nosi na czole dwie śruby regulujące płynące w jej ciele życiodajne fluidy. Podkochuje się w niej polski inżynier, w którego ciało wszczepiono onegdaj układ mechaniczny, rozwiązując tym samym problem nawracających chorób płuc. Służącym inżyniera jest autentyczny dżin, który nie dość, że pamięta czasy biblijnych patriarchów, to na zawołanie potrafi zamieniać się w kłąb dymu.
Cała ta menażeria uczestniczyć będzie w zwariowanej przygodzie kryminalnej. Jej osią jest próba odnalezienia demona-mordercy, który zabił wysoko postawionego dyplomatę. Wypróbowany chwyt fabularny, jakim jest śledztwo, to tylko jeden z elementów tej powieści, bowiem bardzo szybko Sawicki dorzuca do paleniska fabuły kolejne drwa i kolejne epizody wybuchają z całą gwałtownością. Pościgi, strzelaniny, bijatyki… Jest to atrakcyjne, ale po pewnym czasie może budzić w czytelniku mieszane uczucia – wydarzeń okazuje się być paradoksalnie aż dużo.
„Apasiopesis” wydaje się stać w rozkroku pomiędzy tęsknotą za stworzeniem dobrze umocowanego i opisanego alternatywnego świata, a chęcią poprowadzenia szybkiej pełnej zwrotów akcji fabuły. Sawicki stworzył interesujące mechanizmy rządzące rzeczywistością w jego powieści. Narrację prowadzi bardzo dobrze. Dokładnie opisany świat, jego detale, mniejsze i większe popisy wyobraźni autora, poczucie humoru, ironia, i ładnie wplatana intertekstualność nie dociążają powieści, której lekki styl może porywać. Pozwolę sobie więc wyrazić nadzieję, że „Apasiopesis” będzie pierwszą częścią serii przygód Henrietty von K., która pod koniec powieści opuszcza Warszawę, by podjąć się kolejnej, zapewne ryzykownej misji. Szkoda byłoby porzucić w tym miejscu tak ładnie dojrzewający świat przedstawiony…
Zwariowana przygoda kryminalna, steampunk i lekki styl tej książki mnie przekonują. Rozejrzę się za nią. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńW sumie fajnie się czyta. Może nic wielkiego, ale nie żałuję tych kilku godzin.
Usuńpzdr