Szatanowi z karata, czyli "Moja przyjaciółka opętana" Hendrixa

 „Moja przyjaciółka opętana” to znakomity przykład tego, jak należy pisać powieści będące hołdem dla literatury pulpowej i czasów jej tryumfalnego pochodu przez wyobraźnię odbiorców kultury. Lata 80 (w szeroko rozumianej masowej kulturze Zachodu, w Polsce rozpakowywanej za sprawą dostępu do sprzętu VHS) zasiały fascynację opowieściami o szatanie, zombie, duchach, tajemnicach, które kryją się wewnątrz niewielkich, na pozór idyllicznych miasteczkach. 

*

Mit o latach 80. Era syntezatorów, krzykliwych teledysków, kolebka archetypicznych wyobrażeń, jakie miało moje pokolenie na temat Ameryki. Szkolne korytarze wypełnione „lepszymi” nastolatkami, cheerleaderki, chłopaki ze drużyny futbolowej, świetnie wyposażone pracownie, kafeteria (bo przecież nie swojska stołówka), parking pełen samochodów należących nie do nauczycieli ale do uczniów… Kółka adoracji, popularne dziewczyny i kujony, gabinet dyrektora, tajemnice szkolnych toalet. Ile razy to widzieliśmy? Tęskniliśmy za w naszej przaśnej słowiańskiej rzeczywistości?


                                      

*

Hendrix świetnie rozgrywa obsesje z lat 70 i 80. Sataniści czyhający na dzieci, świat diabolicznych spisków, zatroskanych lub obojętnych rodziców, mrok amerykańskich przedmieść i elitarnych szkół, ich fasady, za którymi kłębią się czysto ludzkie słabości – obłuda, złość, żal, klęska amerykańskiego snu o ekonomicznej samowystarczalności. To świetnie gra. Czy mogło być inaczej, skoro Handrix jest autorem fantastycznej książki opisującej pulpowe horrory z lat 60-90? 

*

Książka dla miłośników horrorów, chociaż bać się nie ma specjalnie czego. Skarby pochowane są gdzie indziej. Cieszy opis świata: precyzyjny detaliczny, z niezbędną dla powieściowych rekonstrukcji czułością dla artefaktów przeszłości; kronika lat 80, a być może nawet park tematyczny dla fanatyków retro, vintage czy czego tam jeszcze chcecie. Pożądaną jest ścieżka dźwiękowa z tamtej dekady, lakier do włosów i dużo brokatu.

Satanic panic (sprawdźcie sobie), egzorcysta będący połączenie "Karate Kida" (jak on się nazywał? Danny?) z mięśniakami kina kopanego, najlepsza przyjaciółka, zły dyrektor szkoły, flirty w liceum, troski i pryszcze dojrzewania.

Puszczone oko, że to wszystko to tylko zabawa, ekwilibrystyka, popis stylistyczny i głęboki ukłon. Puszka coca-coli potężniejsza niż woda święcona i egzorcyzmowana. Phil Collins silniejszy niż Archanioł Michał.

Miła wyciszająca napięcie koda. Długa, obyczajowa, opisująca dorosłość. Taką bez demonicznych fajerwerków. Dorośli nie zasługują na takie atrakcje jak głęboka przyjaźń czy opętanie. 


Komentarze

  1. Dopiero niedawno odkryłam tego autora. Nie powiem, niezły.
    Jednak po powyższą książkę chyba bym nie wyciągnęła ręki. Okładka gryzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dla mnie właśnie ta okładka jest magnetyzująca. Idealnie wystylizowana na kasety z wypożyczalni, lata 90 etc. Autor jest zgrabnym stylistą.

      Usuń
    2. Możliwe, że zupełnie nie złapałam konwencji, kasety z wypożyczalni omijały mnie szerokim łukiem.

      Usuń
    3. Zdecydowanie podpisuję się do frakcji magnetyzującej. Wygląda świetnie. I zachęca do lektury, choć to nie moje klimaty.

      Usuń
  2. Szczerze mówiąc to długo wzbraniałam się przed twórczością tego autora. W sumie od tej konkretnej książki odstraszała mnie okładka, ale od kiedy przeczytałam "Poradnik zabójców wampirów Klubu Książki z Południa" to stwierdziłam, że chyba dam jej szansę. Tym bardziej, że po raz kolejny trafiam na dobrą opinię o tej powieści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hendrix napisał znakomity (lekkie pióro, poczucie humoru) przegląd pola pulpowego horroru z lat 70-90 pt. "Paperbacks from hell". To mnie utwierdziło w tym, że Hendrix jest świetnym stylistą.
      Pozdrawiam.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty