Za wysokie progi, czyli "Adam, jeden z nas" Fiałkowskiego
Przeczytałem w zeszłym roku, walcząc z covidem, więc warunki dość specyficzne. Oto, co zapisałem w notatniku:
Szczerze powiedziawszy mam już przesyt książek biorących się za bary z ewangelicznymi opowieściami, z całą tą biblijną tradycją, z korzeniami chrześcijaństwa. Od czasów zachłyśnięcia się w liceum "Mistrzem i Małgorzatą" nieco dystansu nabrałem i nie daję się tak łatwo przekonać do najczęściej głupich, przekombinowanych, pretensjonalnych lub na siłę obrazoburczych reinterpretacji Nowego Testamentu. A już w ogóle boli mnie bieda-teologia autorów fantastyki, która niczego (nomen omen) nowego nie wnosi.
Najciekawszą próbą flirtu z tą tradycją niezmiennie wydaje mi się powieść Snerga-Wiśniewskiego, który przy pomocy pop-kulturowych dekoracji przedstawił niemal gnostycko-matrixową wizję Ewangelii, i przy okazji dokopał mass mediom szukającym sensacji. Tak, to się udało w "Według łotra".
A Fiałkowski? Ech... Ten rasowy fantasta połączył Bułhakowa z Danikenem i wyszło, co wyszło. Losy Chrystusa to wg tej krótkiej powieści partytura rozpisana przez Obcych, którzy "wszczepiając" tę postać w historię ludzkości starają się przesunąć ludzkość na wyższy poziom rozwoju. Koncepcja może i nośna, ale wszystko, co ciekawe, ginie w suchych, kostycznych dialogach, w zawiłej fabularnej grze sprzecznych interesów poszczególnych bohaterów, w rozważaniach na temat zwierzchności, zdrady, wierności, ofiary... Czego tu nie ma... A jednocześnie dojmujące wrażenie, że to wszystko już czytałem kiedyś w o wiele lepszym wykonaniu. Niewiele zaskakuje poza być może tlącymi się czysto zimnowojennymi obsesjami.
Zmęczyła mnie ta książeczka. I przekonała o jednym - nie wszystkie "Wielkie Opowieści" potrzebują swoich "gatunkowych" reinterpretacji. "Wielkie Opowieści" doskonale radzą sobie same bez tłumaczy lub akrobatów, bez tanich chwytów i bez sprowadzania ich do pięter, na których mości się średnia fantastyka.
"Adam, jeden z nas" przypomina krzesło z pięcioma nogami.
Średnio polecam.
Dzięki za tekst.
OdpowiedzUsuńFiałkowski dziś chyba nieco zapomniany?
Jak to miło, że znowu ktoś komentuje. ;-)
UsuńTak, faktycznie, Fiałkowski zapomniany, ale coś tak czuję, że może w pewnym momencie niespodziewanie wypłynąć. Ktoś coś wznowi, zrobi się szum w określonych sferach i może o nim coś więcej usłyszymy.
Pozdrawiam.
Faktycznie, motywy biblijne są tak bardzo obecne w literaturze, że ciężko stworzyć coś intereującego i świeżego.
OdpowiedzUsuńKsiążki, o której wspominasz w poście nie czytałam, ale chyba niewiele straciłam.
Tak. Biblia jest tak przemaglowana, że trudno o coś świeżego i niebanalnego. A co do tej książki... Ech, to króciutkie dziełko, więc nawet czasu się nie traci za dużo.
UsuńPozdrawiam.