Nie o piłce i siedzeniu na kanapie pisze Nevo w "Do następnych mistrzostw"
Gdybym nazywał się Eshkol Nevo i zobaczyłbym polskie wydanie powieści „Do następnych mistrzostw”, najprawdopodobniej zawyłbym z rozpaczy. Na okładce bowiem czterech przystojnych facetów, obdarzonych urodą profesjonalnych modeli, budzi jednoznaczne skojarzenia ze średniej klasy serialem komediowym. A gdybym przeczytał słowa, którymi wabieni są potencjalni czytelnicy, okazałoby się, że napisałem książkę o czterech kanapowych kibicach, których jedyną motywacją do przyjaźnienia się jest wspólne oglądanie piłki nożnej!
Na szczęście izraelski autor stworzył świetną powieść, w której nie znajdziemy sitcomowego poczucia humoru i futbolowych smaczków, jakimi mogą delektować się tylko fanatycy tej dyscypliny.
Punktem wyjścia Nevo uczynił dość nośny koncept – czterech kumpli wspólnie oglądając kolejny finał Mistrzostw Świata w piłce nożnej, postanawia spisać na kartkach wizje tego, co chcą osiągnąć „do następnych mistrzostw” właśnie.
Jednak nie dajmy się zwieść pozornie przewidywalnej i biegnącej przed siebie intrydze.
Nevo nie układa narracji w sposób linearny. Wtapia w główny wątek liczne retrospekcje, pozwalające w pełni zrozumieć motywy i decyzje bohaterów. Mimo tego, że poszczególnych wydarzeń przewidzieć się nie da, mamy wrażenie, że całość jest tak prawdopodobna jak samo życie, w którego strukturach wciąż tkwimy. I mimo, że rozwiązanie całości jest co najmniej nieoczekiwane, Nevo również wtedy nie przestaje brzmieć czysto i wiarygodnie.
Tłem powieści czyni współczesny Izrael. Kraj targany konfliktem z Palestyńczykami, nękany zamachami bombowymi, żyjący w cieniu wojny, której ofiarami w jakimś stopniu są wszyscy bohaterowie. Te poważne kwestie wypływają od czasu do czasu na pierwszy plan, czyniąc z książki dość mocny argument na rzecz pacyfizmu.
Jednak autor skupia się nade wszystko na uczuciu, jakie łączy czwórkę młodych mężczyzn. I na szczęście nie fetyszyzuje ich przyjaźni, bo obok niemal sielankowych obrazków z życia młodych ludzi, pojawiają się poważne pytania. Czy można zaprzyjaźnić z kimś nowym, gdy skończyło się szkołę, pracuje zawodowo, a czas dzieli pomiędzy etatem a rodziną? Czy przyjaźń trwa wiecznie? A może po prostu rozrzedza się pod wpływem obowiązków dorosłości? Na szczęście nie padają proste i jednoznaczne odpowiedzi.
„Do następnych mistrzostw” to powieść mądra i lekka jednocześnie, miejscami bardzo zabawna, tchnąca optymizmem i uroczym, nieco staroświeckim, idealizmem. Jednak roztacza przedziwną melancholijną aurę. Obserwujemy bowiem zmierzch młodości i jej szaleństw. Koniec pięknej ery włóczenia się bez celu, podrygiwania na koncertach i bezkarnego flirtowania z dziewczynami. Nasi bohaterowie powoli pogrążają się w półmroku dojrzałości, gdzie już czekają na nich rodziny, które sami założyli lub wkrótce założą.
Polecam gorąco! Mimo fatalnej okładki...
Recenzja ukazała się pierwotnie na stronach portalu LubimyCzytać w dniu 8 sierpnia 2012 roku.
Brzmi zachęcająco.
OdpowiedzUsuńDo tego Twoja recenzja jest dla mnie do bólu na czasie, że się tak wyrażę. Taki zbieg okoliczności...
Bo sam sobie ostatnio zadaję pytania odnośnie przyjaźni - dokładnie takie, o jakich piszesz. Trudno się przyjaźnić tak samo jak kiedyś, kiedy się ma właśnie rodzinę, pracę i całą resztę tego wszystkiego, czego kiedyś nie było. Nie jest to proste, za to czasem jest bolesne (te trudności znaczy).
No i - czy można się zaprzyjaźnić na pewnym etapie życia? Nie wiem, głowy nie dam, ale coś mi się wydaje, że w pewnym wieku, to można co najwyżej dorobić się nowych kumpli. Bo właśnie nie ma czasu i możliwości na takie budowanie przyjaźni, na jakie można było sobie pozwolić kiedyś. I jeśli dzisiejszą przyjaźń budowało się przez dziesięć lat, to w obecnych warunkach musiało by to potrwać ze czterdzieści...
Oj, pewnie wyszło chaotycznie, ale jak wspomniałem - trafiłeś z postem w czas i tak mnie naszło na refleksje...
pozdrawiam
Ja, drogi Marcinie, wciąż ten temat obmacuję. Najpierw wyjazd z rodzinnego miasta (paru kumpli out!), potem koniec studiów (dwóch kumpli out!), potem założenie rodziny i coraz mniej czasu na podlewanie przyjaźni z ostatnim i... się skończyło.
OdpowiedzUsuńNie mam nikogo.
Mam rodzinę.
Mnie to jakoś dołuje. Rodzina - wiadomo, nie do zastąpienia, nie do przecenienia i w ogóle najważniejsza, ale nie da się ukryć, że z kumplem można pogadać jak z nikim innym, nie da się tego zastąpić. A czasem jest to potrzebne dla psychicznego zdrowia...
OdpowiedzUsuńA z kim ma człowiek oglądać kolejne "Piątki trzynastego" lub inne dzieła klasy B i C?
OdpowiedzUsuńZ moją Żoną odpada.
Z pewnych źródeł wiem, że Eshkol Nevo zaakceptował i okładkę, i tekst...
OdpowiedzUsuńCóż, bywa...
OdpowiedzUsuńDla mnie jest zbyt dosłowna, zbyt wprost, za bardzo ... pod masowego odbiorcę.
Ale dzięki za przeciek.
pzdr