Pozioma hierarchia, czyli "Najazd z przeszłości" Hogana

Pewnie nie jeden raz już zaczynałem w podobny sposób, ale zacznę jeszcze raz - gdybym miał kogoś przekonać do literatury science fiction, to "Najazd z przeszłości" byłby jedną z pierwszych książek, które użyłbym w roli solidnego argumentu. To zdumiewające, ale w jednej powieści Hogan zebrał niemal wszystko to, co najatrakcyjniejsze (w każdym tego słowa znaczeniu) w fantastyce naukowej. 

Znajdziemy kosmiczne podróże i Ziemię pognębioną wojnami i biedą. Znajdziemy nienarzucające się elementy militarnej fantastyki i pogłębioną socjologiczną refleksję. Znajdziemy przyzwoitych sympatycznych bohaterów i prawdziwe świnie, którymi gardzimy od pierwszych stron książki. Autor, jak przystało na znakomitego fachowca, całość uwiarygadnia obszernymi partiami opisującymi technikę przyszłości, ograniczenia i możliwości, jakie pojawią się wraz z oderwaniem się człowieka od Ziemi.



Historia zaczyna się tak: dawno dawno temu w przestrzeń kosmiczną wystrzelono statek z "zarodkami", które miały przyjść na świat i zostać wychowane przez roboty na planecie Chiron. Stało się tak, ponieważ rozszarpywana nieszczęściami Ziemia przestała oferować atrakcyjne warunki mieszkaniowe. Krótko mówiąc, trzeba znaleźć drugą Ziemię i przygotować ją do sprowadzenia większej ilości Ziemian. Gdy na planecie Chiron spokojnie dojrzewa "nowa" ludzkość, "starzy" ludzie wyruszają w mającą potrwać około czterdziestu lat podróż w kierunku oferującej niezliczone możliwości rozwoju drugiej Ziemi.

Cały wic polega jednak na tym, że Chirończycy wykształcili zupełnie różne od ziemskich formy istnienia społecznego i nie za bardzo chcą się dostosować do przybyszy, którzy roili sobie, że pojawią się na Chironie, zdominują mieszkańców i skutecznie wprowadzą tradycyjnie rozumiane formy sprawowania władzy.

Przekomicznie wypadła scena, w której ziemska delegacja, korpus dyplomatyczny, najważniejsi dygnitarze spotykają się, a może raczej chcą się spotkać ze swoimi chirońskimi odpowiednikami, a muszą przywitać się ze zwykłym technikiem, gdyż na Chironie nie istnieje coś takiego jak wertykalna struktura władzy. Nie ma szefa wszystkich szefów, nie ma zwierzchników. Ziemscy przywódcy, reprezentanci najgorszych ludzkich cech, znaleźli się nagle w całkowicie obcym środowisku, którym nie mogą rządzić, gdyż coś takiego, jak hierarchia na Chironie nie istnieje. Uczta dla intelektu, mówię Wam!

Sporo w tej powieści utopijnej satyry na największe bolączki naszych (i nie tylko naszych) czasów. Obrywa się przede wszystkim kapitalizmowi i militaryzmowi, które muszą uciec z podwiniętymi ogonami z rzeczywistości, w której nie istnieją pieniądze, a wszystkie agresywne odruchy traktowane są jako aberracje, które trzeba natychmiast wyeliminować.

Na dodatek Hogan w tej całej mądrej i społecznie "czujnej" powieści prezentuje nam galerię fantastycznie skrojonych postaci - kobiet i mężczyzn, Ziemian i Chirończyków, cywilów i żołnierzy. Robi to na tyle dobrze, że ja - uprzedzony do militarnej odmiany sf - polubiłem tych twardych i honorowych wojskowych, facetów z krwi i kości, którzy najszybciej chyba zaczynają rozumieć, jak patogenny jest System, który w ich asyście sprowadzono z Ziemi.

Nie będę zdradzał oczywiście wszystkich przyjemnych niespodzianek, jakie niesie ta doskonała powieść, a wszystko, co o niej napiszę, i tak będzie od niej głupsze.

Tak więc poszukajcie tej książki i wiecie, co z nią zrobić.

Komentarze

  1. Już ją mam :) Dziękuję za podpowiedź i inspirację.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się wszystkimi kończynami swemi. Bardzo dobra na początek przygody z SF, ale i smakowity kąsek dla zaprawionych w bojach.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty