Strach się bać, czyli "Upiorna opowieść" Strauba

Miłośnikowi grozy wystarczy pobieżna lektura podstawowych źródeł, by mógł on się przekonać, że duchy to jeden z najstarszych motywów literackich. Wiara w możliwość kontaktu żyjących ze zmarłymi, którzy pod różnymi postaciami i przy pomocy rozmaitych metod sprowadzani są na ten świat, pojawia się niemal od samego początku istnienia literatury. Klasyczne teksty zaludniały całe zastępy istot z zaświatów – duchy bliskich wywoływane przez Odyseusza, zjawy ilustrujące piekło wyrzutów sumienia Makbeta, czy Jaś, który męczył biedną Karusię.


Rzecz jasna duch nie był równy duchowi. Raz przyjmował postać mrocznej, przyprawiającej o kołatanie serca istoty, która dręczyła śmiertelników (jak w przypadku W kleszczach lęku Henry’ego Jamesa), kiedy indziej dobrotliwego widma, umożliwiającego zgorzkniałemu Ebenezerowi Scrooge’owi powrót na łono społeczeństwa. Innymi słowy w horrorze duch to element równie oczywisty jak kowboj w klasycznym westernie.


Horror niesłusznie chyba znalazł się dziś w getcie literatury gatunkowej i, traktowany po macoszemu przez „poważnych” krytyków i czytelników, nie ma zbyt wiele na swoją obronę. Pojawiają się jednak teksty tak niezwykłe jak Upiorna opowieść Petera Strauba. Sześćset stron prozy najwyższej próby, która zachowując odpowiednie proporcje, mogłaby wyjść spod pióra Jorge Louisa Borgesa, potrafi oszołomić najbardziej wyrafinowanego odbiorcę. Wielopoziomowość, szkatułkowa konstrukcja, precyzja wykonania, wyraźne i pełne szacunku odwołania do tradycji gatunku, meandrująca fabuła, duszna i zawiesista atmosfera – takimi właśnie określeniami zasypałbym kogoś, kto zapytałby mnie, dlaczego warto po tę powieść sięgnąć. Gdybym miał więcej czasu, moja rekomendacja rozwinęłaby się w pełną niekłamanego podziwu (nomen omen) opowieść.




W niewielkim amerykańskim miasteczku Milburn istnieje nieformalne Stowarzyszenie Chowder (słowo to oznaczać może tyle, co „flaki z olejem”). Czterech szanowanych panów w średnim wieku spotyka się, by usiadłszy wygodnie w fotelach, częstować się wzajemnie niesamowitymi opowieściami. Historie te, będące mieszaniną spowiedzi i konfabulacji, stanowić mogą zamknięte całości i przy odrobinie dobrej woli da się je czytać w oderwaniu od reszty tekstu. Straub wybiera jednak schemat powieści szkatułkowej i każda „wewnętrzna narracja” łączy się zarówno z całością dzieła, jak i odsyła do różnorakich kontekstów, historii gatunku, a nawet konkretnych nazwisk – postaci literackich lub twórców.


Dzieło Strauba to jednak nie tylko rzecz o opowiadaniu. Gdyby tak było, autentyczna groza zamknęłaby się w bezpiecznych ramach snutych opowieści i czytelnik łatwo rozproszyłby się, uświadomiwszy sobie, że słucha czyjejś historii, a opowiadający siedzi wygodnie w fotelu i popija herbatę. Jest jednak inaczej – członkowie Stowarzyszenia konfrontowani są z nadnaturalnymi wydarzeniami, które jak potężny niż nadciągnęły nad Milburn i przydusiły je własnym ciężarem. Stąd też w miasteczku pojawiają się upiory, widma przeszłości prześladujące bohaterów, tajemnicza siła zabija owce, a dawno nieżyjący materializują się na zaśnieżonych drogach.


Straub w zimny, zdystansowany i precyzyjny sposób tworzy prozę wysokiej jakości. Gdyby odrzeć Upiorną opowieść z wszelkiej niesamowitości, zdrapać niedopowiedzenia i rozwiać gęsty mrok tajemnicy, mielibyśmy do czynienia z klasycznie rozumianym realizmem. Odmalowane z pietyzmem Milburn, portrety lokalnej społeczności, mnogość detali i precyzja opisów pozwalają uwierzyć w realność miejsca, jego solidne umocowanie w rzeczywistości, w której sami przecież żyjemy. I właśnie na tym świecie, w epoce szaf grających, telewizji i telefonów coś zaczyna wybrzuszać się i pękać. To groza, która jak szybko nadciągająca zima pochłania miasto i pokonuje wszelkie zabezpieczenia. Racjonalizm bohaterów musi ustąpić przed paraliżującym, ścinającym krew w żyłach strachem.


Chyba największym atutem Upiornej opowieści jest stopień jej złożoności. Tę książkę można odczytywać na bardzo wielu różnych poziomach i za każdym razem pozwala ona rozkoszować się potęgą literatury. Powieść Strauba przypomina obrazy holenderskich mistrzów z Peterem Brueglem na czele – całość tekstu jest poskładana z mniejszych elementów. To właśnie dzięki poszczególnym historiom snutym przez bohaterów można rozpoznać skalę talentu pisarza, mistrzowską precyzję i zdumiewającą umiejętność kreowania nastroju. Złożona z fragmentów całość imponuje. Kolejne części Upiornej opowieści nie dość, że dobudowują piętra znaczeniowe, rozświetlają niczym pochodnie mrok kolejnych partii książki, to jeszcze zazębiają się ze sobą, tworząc precyzyjny i doskonale naoliwiony mechanizm powieści.


Sztuką jest napisać dzieło, które będzie unikalnym hołdem złożonym mistrzom grozy. Dlatego jedynym, najwłaściwszym określeniem, jakie przychodzi mi do głowy, gdy trzymam w ręce tekst Strauba, okazuje się słowo „potęga”. To literatura, której ambicją jest nie tylko straszenie czytelników i podawanie im odgrzewanych historii o duchach. Upiorna opowieść to przede wszystkim wielowymiarowe dzieło będące świadectwem doskonałej techniki pisarskiej i erudycji autora. I, co najważniejsze, książka ta nie jest pustym wewnętrznie metaliterackim eksperymentem. Upiorna opowieść traktuje czytelnika z szacunkiem i oferuje mu tyle, ile sam zechce w niej znaleźć.

Recenzja pierwotnie ukazała się na łamach Fantasta.pl

Komentarze

  1. Bardzo zachęcająca recenzja! Kiedyś miałam podejście ze Straubem, aczkolwiek niezbyt udane. ,,Upiorną opowieść" zapamiętam i w wolnej chwili (czyt. czas oczekiwania co najmniej dwa miesiące...) wypożyczę i przeczytam. Z traktowaniem powieści grozy po macoszemu masz stuprocentową rację. Osobiście trochę mnie mierzi ta dyskryminacja i niedocenianie horrorów, mimo że niejednokrotnie zdarzają się dopracowane perełki wśród nich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miły komentarz. "Upiorna..." jest fantastyczna. Nie mogłem tego napisać w recenzji, ale rzadko się u mnie zdarza, bym przeczytał 80 stron pod rząd, bez przerw. Czytanie dłuższe męczy moje oczy. Strauba nie umiałem przegonić.

      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. O tak, groza jest zdecydowanie niedoceniona. A niekiedy oferuje całkiem dużo. Na Upiorną opowieść patrzę od dawna i na pewno w końcu po nią sięgnę. Napisałeś o niej tyle dobrego, że zbrodnią byłoby po nią nie sięgnąć. Twoje recenzje są po prostu cholernie dobre i nieważne pochlebne czy nie, czyta się je z przyjemnością.
    A w Upiorną opowieść muszę się zaopatrzyć jak najszybciej :)

    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci najmocniej. To bardzo miłe, co piszesz. I dopinguje do dalszego pisania. Naprawdę. "Upiorna..." jest znakomita, chociaż trzeba 30-40 stron rozbiegu. Niemniej potem to się sunie jak narciarz alpejski.

      Usuń
  3. I trudno mi tu coś w zasadzie dodać. Wielowymiarowa recenzja wielowymiarowej powieści, dobry tekst o dobrym tekście.

    Pożeracz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci najserdeczniej.
      Pozdrawiam ciepło.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty