Klęska urodzaju, czyli "Chór zapomnianych głosów" Mroza

Jako powieść, Chór zapomnianych głosów Remigiusza Mroza zbudowana jest z najłatwiej i  najszybciej rozpoznawalnych schematów literatury science fiction i idealnie wpasowuje się w główny nurt literatury popularnej. Na kartach książki znajdziemy między innymi szeroki oddech typowy dla przyzwoitej space opery, niewielką dawkę horroru, rozważania na temat miejsca człowieka w, na pierwszy rzut oka, pustej kosmicznej przestrzeni. I choć w przypadku literatury środka żonglerka klasycznymi motywami niekoniecznie musi być powodem krytyki, to jednak powieść Mroza zdaje się być zbyt szczelnie wypełniona mieszającymi się ze sobą pomysłami, pochodzącymi ze skarbnicy gatunku. Sama zaś fabuła podporządkowana jest ich kolejnym emanacjom do tego stopnia, że szybko zapominamy, od czego się książka zaczęła. Musimy, chcąc nie chcąc, bez ustanku trzymać rękę na pulsie galopującej akcji, by nie zgubić się w jej otchłaniach.


Całość zaczyna się mocno i krwawo. Na pokładzie mknącego na podbój nowych światów statku kosmicznego budzą się dwaj astronauci poddani wcześniejszej hibernacji. Pobudka ta nie była jednak przewidziana w rozkładzie lotu, a korytarze statku usłane są zmasakrowanymi ciałami towarzyszy podróży…


Szybko okazuje się, że za masakrą na pokładzie ISS Accipitera stoi mroczna, obca siła, która dopiero zaczęła popisywać się swoimi morderczymi skłonnościami. Inne statki, które stara poczciwa Ziemia wysłała w celu odnalezienia innych form życia, również zdają się być ofiarami podobnej kosmicznej rzezi. Cała ta dość krwawa ekspozycja to tylko początek, który nie zapowiada innych atrakcji, jakie przygotował dla czytelników Remigiusz Mróz.





Chór zapomnianych głosów to wyjątkowo męska proza. Dwóch głównych bohaterów, astrofizyka Håkona Lindberga i nawigatora Diję Udina Alhassana, łączy szorstka przyjaźń, stąd też najczęściej zwracają się do siebie, używając wiązanek malowniczych przekleństw. Dość szybko zaczynamy kibicować im na drodze do poznania prawdy o tym, co stało się naprawdę na pokładzie macierzystego statku. Zdolni jesteśmy nawet polubić tych dogadujących sobie na każdym kroku mężczyzn, którzy, poddani presji przeróżnych zadziwiających zdarzeń, rzadko tracą rezon w ich obliczu. Dodajmy też, że ten pierwszy to skupiony i racjonalnie myślący Skandynaw, drugi – choleryczny muzułmanin.


Oni oraz pozostali bohaterowie tworzą typowy dla fantastyki naukowej kolektyw ludzi twardych, zaprawionych w bojach, dysponujących niezbędnym sprzętem, intuicją i wyobraźnią. A fakt, że przyjdzie im się zmierzyć z siłami, których potęgi wyobrazić sobie nie sposób, zapowiada niezłą zabawę. Gdy do tego wszystkiego dodamy przewijający się nieśmiertelny motyw obcych cywilizacji oraz podróży w czasie, które stają się okazją do rozważań na temat możliwości, jakie oferują komuś, kto chce zmienić przeznaczenie zapisane w przyszłości, otrzymamy wyjątkowo bogatą prozę.


Jednak fabuła tej obszernej książki bierze ostre zakręty i wyjątkowo często meandruje. Pomysł goni pomysł. W pewnym momencie wydawać się może, że kolejne zwroty akcji są zaledwie trampolinami, przy pomocy których powieść wjeżdża na nowe tory. Z czasem ta pogoń za utrzymaniem uwagi odbiorcy paradoksalnie może znużyć. Mróz nie zatrzymuje się na dłużej, by czytelnik mógł nacieszyć się serwowanymi mu po drodze rozwiązaniami. Nie pogłębia perspektywy, ale uparcie podrzuca kolejne pomysły, które zostają szybko przesłonięte następnymi. Z  jednej strony cieszyć może fakt, że Chór zapomnianych głosów stanowi przenośną skarbnicę elementarnych dla gatunku szablonów, a z drugiej powieść można skwitować oskarżeniem o klęskę urodzaju.


Książki takie jak ta nie mają zbyt wielkich ambicji, co rzecz jasna nie oznacza, że nie ma ich sam autor. Język dzieła jest czysty, pozbawiony zbędnych ozdobników stylistycznych, nie zatrzymuje na sobie uwagi czytelnika, tylko pozwala w jak najkrótszym czasie zorientować się w przestrzeni opowieści. Razić mogą mnożące się wulgaryzmy; zdaje się, że Mróz nie wierzy, by mężczyźni mogli rozmawiać ze sobą, nie używając kilku mniej lub bardziej wyszukanych przekleństw.


Cała powieść może zadowolić wielbicieli gatunku – jest w niej wszystko, za co kocha się fantastykę naukową. Zapewne odbiorcy, którzy już z niejednego pieca chleb jedli, mogą zżymać się, odnajdując znane już im od dawien dawna pomysły. Jednak sprawność wykonania rekompensuje wszelkie wątpliwości i wynagradza w dużym stopniu przyjemny trud lektury. Być może, przerzuciwszy ostatnią kartkę książki, pokusimy się o refleksję na temat kondycji samej literatury fantastycznej. Czy faktycznie trzeba na siłę szukać nowych, bardzo często zbyt wydumanych i karkołomnych pomysłów? A może wystarczy przyzwoicie odrobić lekcję i dać czytelnikom to, czego się spodziewają, wyciągając rękę w kierunku półki z napisem „science fiction”?


Recenzja pierwotnie ukazała się na łamach Fantasta.pl

Komentarze

  1. Męska fantastyka naukowa :) to raczej nie dla mnie. Choć czasem myślę o tym, żeby sięgnąć po coś Mroza. Zobaczymy, może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Można po tę książkę sięgnąć z rozpędu. Wtedy ok. Jednak jako coś, na co się ostrzy zęby, hmmm... nie bardzo.

      pozdrawiam

      Usuń
  2. No proszę, czytałam w TYM tygodniu recenzje 'Chóru' na portalu lubimy czytać, a tu pod nosem...
    Zarzuty w kwestii galopady pomysłów podobne. No ale może to dla młodego pokolenia, którego jeden pogłębiony psychologicznie kiks nie zadowoli?
    "Razić mogą mnożące się wulgaryzmy; zdaje się, że Mróz nie wierzy, by mężczyźni mogli rozmawiać ze sobą, nie używając kilku mniej lub bardziej wyszukanych przekleństw." A może Mróz wierzy w określony rodzaj komunikacji z muzułmanami, he? ;)
    W każdym razie byłabym chętna. Apetyt na space opery narasta od jakiegoś czasu. Nie wiem, czy to ciśnienie, czy hormony... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja space opery specjalnie nie lubię. (No chyba że Star Trek...), ale podejrzewam, że znajdziesz dużo, dużo lepsze historie o eksploracji kosmosu niż ta powieść Mroza. Nie jest najgorzej, ale rewelacji nie stwierdzam.

      Usuń
  3. Mróz to moja guilty pleasure, czytam, wkurzam się na karkołomne pomysły i irytujących bohaterów, czytam dalej ;) Czytało się dobrze, bo fabuła wciąga, ale generalnie uważam, że podróże czasoprzestrzenne itp. trochę jednak przerosły Mroza, świat przedstawiony wydaje mi się ledwo nakreślony i brakuje szerszej wizji. Przeklinanie i "męski styl" to niestety u niego standard, praktycznie każdy główny bohater/bohaterka to kawał buca, również w kryminałach.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty