Co będzie, to będzie, czyli "Kołysanka stop" Biedrzyckiego
Kiedyś
kiedyś po kolej depresyjnej propozycji science fiction, która w przerażający
sposób (a co gorsza wiarygodny) pokazała mi zdegenerowaną przyszłość, zapytałem
sam siebie, gdzie ulotnił się entuzjazm tych, którzy o metaforycznym jutrze
myśleli z nadzieją, delikatnym optymizmem. Gdzie są ci (i czy w ogóle są) tacy,
którzy wierzą wciąż w przysłowiowe latające samochody rodem z Jetsonów? Czyżby
współczesna fantastyka kompletnie zarzuciła wiarę w „lepsze jutro”?
Sztandarowe, zbudowane poprzez seriale, rzadziej książki, wizje przyszłości
pompują w człowieka przekonanie, że może być tylko gorzej, dużo gorzej…
Czytając
zbiór opowiadań Bartka Biedrzyckiego „Kołysanka stop”, miałem wrażenie, że
autor idealnie wpisuje się w tę tendencję, co zresztą potwierdzają słowa
zapowiadające książkę. Początkowo nic nie zwiastuje mroku, w jakim będzie
stopniowo zanurzać się czytelnik. Pierwszy tekst ( „Czarne światło, błękitny
lód”) to historia kowboja klawiatury. Biedrzycki buduje niemal archetypiczne
wyobrażenie specjalisty od IT, delikatnego socjopaty, którego relacje
międzyludzkie sprowadzają się do wymiany komunikatów z podobnymi sobie
odludkami. Pewnego dnia jednak ktoś bezczelnie włamuje się do pilnowanych przez
niego baz danych, co zmusza bohatera do gorączkowych poszukiwań intruza i
wpędza z czasem w paranoję. Opowiadanie skręciło w nieoczekiwaną stronę, ale
nie zawiodło mnie tam, gdzie myślałem. Mógłby Biedrzycki uczynić z tego tekstu
całkiem zgrabną metaforę tęsknoty za sacrum i samego sacrum, które w końcu
człowieka dopada, uwodzi niczym siłą, która porwała św. Augustyna. Wyszło
inaczej, zwyczajniej. Szkoda? Może…
Drugim
opowiadaniem wbija Biedrzycki wbija nóż pomiędzy żebra wszystkim uwiedzionym
przez polityczną poprawność i „social justice” liberałom. Świat przyszłości to
rzeczywistość rodem z mokrych snów zwolenników partii Razem, wynaturzona i
poddana ciśnieniu groteski wizja, w której pobrzmiewają dalekie (ale słyszalne)
echa „Seksmisji” Machulskiego. Ziemia to piekło (pozornej) równości, terror
nadwrażliwości na punkcie seksualności, otchłań, w której wszelkie mniejszości
biorą odwet na do niedawnych oprawcach – białych heteroseksualnych mężczyznach
jedzących mięso. Zgrabny to tekst, nie wiem, czy nie mój ulubiony w całym
tomie.
Tytułowa
„Kołysanka stop” to ukłon w stronę klasycznego cyberpunku lub może drwina z
próbujących odrestaurować cyberpunkową stylistykę fanatyków – wszelkich
cosplayerów i pisarzy. Pierwszoosobowa narracja pozwala niemal na własnej
skórze odczuć niebezpieczeństwa, jakie czekają na grupę najemników mających
podjąć się na pozór bezproblemowej misji. Całość przypomina fabularyzowany,
poddany logice literatury, zapis gry RPG – to dynamiczny, pełen zwrotów akcji,
a jednak nie będący większym intelektualnym wyzwaniem tekst. Rozrywka. Czego
więcej chcą chłopcy?
Dwa
ostatnie teksty wprawiły mnie w parszywy nastrój – bohaterami są dzieci, raz
poddawane koszmarnej próbie przetrwania w zdegenerowanej Strefie, gdzie muszą
zmierzyć się z głodem, chorobami i mrozem, innym razem to mali wyrobnicy
pracujący w upiornej fabryce. Przygnębiający finał zbioru długo gdzieś tam we
mnie pracował, a nie lubię, gdy ktoś trąca takie struny mojej wrażliwości.
„Kołysanka
stop” to dobry zbiór opowiadań. Mimo pewnych zawiedzionych oczekiwań, bo chciałoby
mi się większej rozpiętości tematycznej i bardziej zróżnicowanej stylistyki,
książka jest na tyle zwarta i skoncentrowana, by nie zdążyć się nią zmęczyć.
Momentami bawi, czasem przeraża lub zmusza do chwili namysłu. Nigdy nie nudzi.
Czego chcieć więcej?
Chociaż nie, chciałoby się czegoś więcej. Czekam, aż ktoś o równie sprawnym piórze napisze pięć opowieści, które podniosą na duchu i pozwolą uwierzyć w jasną przyszłość.
Chociaż nie, chciałoby się czegoś więcej. Czekam, aż ktoś o równie sprawnym piórze napisze pięć opowieści, które podniosą na duchu i pozwolą uwierzyć w jasną przyszłość.
Komentarze
Prześlij komentarz