Tango samego z sobą, czyli "Księga piasku" Borgesa

Nigdy nie potrafiłem rozgryźć fenomenu tego faceta, a jego twórczość, tajemnica oczywistego sukcesu, pozostanie dla mnie na zawsze jedną z największych niewiadomych literatury powszechnej. Dziś chyba Borges byłby niezauważony lub jego nazwisko kojarzyłaby garść fanatyków literatury iberoamerykańskiej. Może Nobel (którego Borges nie dostał, choć mu się należało) lub inny Booker skierowałby nieco światła na tego ociemniałego argentyńskiego pisarza. Najprawdopodobniej jednak spoczywałby Borges szczelnie zapieczętowany w szufladzie opatrzonej inskrypcją: "Uwaga! To pisarz dla pisarzy!"

Borges jednak wypłynął i na zawsze już pozostanie klasycznym postmodernistycznym (być może lepiej "aleksandryjskim") twórcą. Bez nie go nie można na poważnie rozmawiać o literaturze inspirującej się samą sobą, o tym wężu gryzącym własny ogon. Istotne dla legendy Borgesa były nie tylko same dzieła, ale również buńczuczne i kaskaderskie opinie, jakie wygłaszał na temat innych wielkich ludzi pióra. Nie znosił Kafki, Dostojewski go drażnił, Lorkę uznał za pretensjonalnego... 

Lubię takich ludzi.

Borges do perfekcji opanował krótką formę. Taki "Alef", zbiór opowiadań, który dałoby się zmieścić w kieszeni i zabrać na nudne przyjęcie imieninowe, to zdumiewające dzieło i każdy, komu śni się pisanie, powinien lekcję pobierać, obserwując starego mistrza przy pracy. Opowiadanie, nowelka, niemal szkic, apokryf, wykład, wspomnienie, urywek pamiętnika - w takie kostiumy Borges przebiera swoje pomysły. Nie dzieje się tak jednak tylko i wyłącznie z chęci zaimponowania głębinową erudycją i krystalicznym stylem. Borges po prostu żyje w literaturze, w opowieści, w historii i to samemu fenomenowi opowiadania składa nieustanne hołdy.



Chwyciłem "Księgę piasku", cieniutki zbiorek późnych tekstów Argentyńczyka, i znów przekonałem się o tym, jak bardzo niedzisiejsza jest to proza. Kto, chcąc znaczyć cokolwiek we współczesnej literaturze, pisałby tak krótkie teksty? Można nalać wodę do wanny, wejść, przeczytać, wyjść, a woda nie zdąży wystygnąć. Dziś trzeba produkować opasłe kobyły, tomiszcza po set stron, by czytelnik czuł (fizycznie), że nie kupuje powietrza. Borges ma to w nosie. On tworzy drobne, precyzyjne, twarde "przedmioty", których nie da się kupić w pierwszym lepszym sklepie z pamiątkami.

Na kilku, kilkunastu stronach tekstu albo świetnie podrabia styl (a nade wszystko atmosferę) prozy Lovecrafta, albo powraca do bliskich swojemu sercu opowieści o zawadiakach, którzy przy pomocy ostrych noży rozwiązują problemy egzystencjalne, albo w na poły onirycznym, na poły metafizycznym opowiadanku konfrontuje samego siebie z samym sobą z przyszłości. Troszkę tego mamy. To prawdziwe literackie delikatesy.

Powracają stare dobre dekoracje (Ameryka Południowa, półdzikie tereny, piękne niebezpieczne kobiety), problemy, motywy, toposy. Kolejny i kolejny raz przez pisarza podjęte, odbite, odkształcone, odbite w lustrach nawiązań i kontekstów. Czasem ma się wrażenie, że, niestety, Borges tańczy swoje tango w pojedynkę i to może od Borgesa odrzucać.

Należy on chyba do tej kategorii twórców, którym czytelnicy (słuchacze, widzowie) potrzebni nie są. Bill Evans, jeden z najwybitniejszych pianistów jazzowych, wolał grywać bez publiczności. Odbiorcy byli zbędni potrzebni, gdy czuł pod długimi palcami klawisze. Argentyńczyk dogadałby się z Amerykaninem...

Cóż, polecam, ale zdaję sobie sprawę, że ani nie jest to najlepszy tytuł, by rozpocząć przygodę z Borgesem, ani w ogóle nie jest to dzieło dla każdego. Niemniej warto się rozejrzeć. To jeden z najlepszych argentyńskich napastników.

Komentarze

  1. Widzę fantastykę w starym dobrym wydaniu, zostanę na dłużej i będę zaglądać, żeby uzupełnić trochę braki w starej dobrej fantastyce. Miło znaleźć kogoś, kto sięga po starsze dzieła i robi to z takim niewymuszonym cynizmem i zręcznością :D
    Perełkę znalazłam od rana.
    mrs-cholera.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję najmocniej. Takie właśnie niespodziewane spotkania są dla mnie najważniejsze. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Ja też chyba bym się z nimi dogadał. Zwłaszcza, że Evansa też lubię.

    Pożeracz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym się chyba bał takiej klasy... Na przykład cenię niemożliwie Myśliwskiego, ale gdybym obok niego siedział na przykład w poczekalni u dentysty, to nie wiedziałbym, o czym rozmawiać. Każde pytanie własne uznałbym za głupie lub naiwne.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty