Koń... Krowa, kura, kaczka, droga na Ostrołękę, czyli Dehnel czyta Iwaszkiewicza
Obmacywanki z nieboszczykami nie są żadną miłą
okolicznością. Obserwatorzy procederu mogą być zniesmaczeni. Obmacywacz
udaje, że wszystko gra, a macanemu i tak już jest wszystko jedno.
Jacek Dehnel, uznany (w środowisku przyznającym sobie wyróżnienia) poeta i tłumacz, twórca bezpieczny, ktoś w rodzaju Stinga skrzyżowanego z Kennym G., elegancki i wytworny dandys, podjął się trudnego zadania skomponowania zestawu wierszy, które miał wyłowić z gigantycznych rozmiarów dorobku poetyckiego Jarosława Iwaszkiewicza. Kolejnego pięknisia (do czasu oczywiście) polskiej literatury.
Zdecydował się to zrobić, nie kierując się żadną konkretną „optyką”, nie szukając kluczy nigdzie indziej jak tylko w katalogu własnych olśnień, zauroczeń i odkryć. Zaś owoce swojej pracy podsumował w obszernym, zbyt erudycyjnym posłowiu, jakie zamyka najnowszy wybór wierszy Skamandryty pt. „Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę.”
Tak się bawiłem, czytając ten tomik |
Niestety, wybór ten nie jest owocem żadnej ryzykownej gry z tradycyjnymi odczytaniami Iwaszkiewicza. Tomik zaledwie potwierdza to, co już wiemy o wielkim poecie. Umacnia granice, nie zdobywając nowych terenów. Iwaszkiewicz sam w sobie jest twórcą niejednoznacznym (to słowo doskonale opisuje zarówno biografię, jak i naturę twórczości). Jego królestwo to parnasistowskie szczyty, gdzie imponuje dyscypliną rytmu i krystaliczną dykcją, ale również minimalistyczne impresje, pozbawione stylistycznych błyskotek i patetycznych figur.
Miłość, śmierć, tęsknota, życie… - każdy z przejawów egzystencji znajdzie swoje odbicie w tej klasycznej poezji. Raz lepszej, raz gorszej. Jednakowoż niemal w każdym wymiarze należącej już do tradycji, nie do żywego nurtu, jaki może inspirować, porywać, dławić...
Skromny tomik budzi więc moje spore wątpliwości. Dlaczego? Bo nie wiem, jaki był sens jego wydania. Możemy zapytać, czy proponowany zbiór ożywi zainteresowanie liryką Iwaszkiewicza? Czy liryka ta mówi cokolwiek współczesnemu czytelnikowi przyzwyczajonemu do „innych języków”? Czy nie brzmią zbyt zachowawczo słowa Dehnela, który oddając głos swoim prywatnym objawieniom, rezygnuje jednocześnie z szansy poskładania Iwaszkiewicza na nowo?
Chyba jednak potrzebny był bezczelny, chuligański gest zrównujący z ziemią pomnik Poety, by na jego gruzach spróbować postawić pomnik nowy. Dziś, zamiast fermentu, ożywczego zestawu, otrzymujemy perfekcyjnie skomponowane perfumy. Zapach elegancki i klasyczny, ale przewidywalny, pozbawiony nuty niejednoznaczności i niepokoju.
Smooth jazzowe usypiające smuty, jakie można sobie zaserwować w pogodne niedzielne popołudnie trawiąc dwudaniowy obiad.
Obrazek wart sporo słów.
OdpowiedzUsuńLepszego komentarza ze świecą szukać...
UsuńŚwietne porównanie pana Dehnela - Sting i Kenny G.
OdpowiedzUsuńdziękuję, Anonimie Drogi...
UsuńNasuwa się niemal automatycznie.
pzdr