Sen się wyśnił, czyli "Handlarze kosmosem" Pohla i Kornblutha
Jeżeli budzisz się rano i
pierwszą Twoją myślą jest skonkretyzowane marzenie o kubku gorącej parującej
Nescafe, gdyż „wierzymy, że każda, nawet najzwyklejsza chwila w ciągu dnia może
dostarczać nam niezwykłej przyjemności – począwszy od pierwszego łyku
aromatycznej, gorącej kawy o poranku, a skończywszy na popołudniowym relaksie z
kawą Latte czy Cappuccino…”
Jeżeli zamykasz dzień, sięgając
po butelkę Tyskiego, które jest „niekwestionowanym liderem polskiego rynku
piwa. Od lat zdobywa uznanie zarówno w kraju jak i zagranicą. Wielokrotnie
zostało uhonorowane najbardziej prestiżowymi laurami branży piwowarskiej.
Koneserzy piwa cenią w Tyskim łagodny chmielowy zapach, złocisty kolor oraz
gęstą białą pianę.”
Jeżeli w ciągu dnia nucisz
melodyjki ilustrujące krótkometrażowe filmiki o przygodach gumy do żucia,
margaryny lub proszku do prania, a Twoje dowcipne pointy, jakimi bawisz towarzystwo, to hasła wymyślone przez anonimowych copywriterów.
(Copywriterzy zastąpili poetów –
poeci dziś produkują niezrozumiałą bełkotliwą magmę, copywriterzy opanowali do
perfekcji sztukę tworzenia silnych, zwartych komunikatów. Dziś Lord Byron
pracowałby w agencji reklamowej…)
Jeżeli żyjesz w świecie (ponoć)
przeludnionym, który bezlitośnie wyrywa ze swoich wnętrzności wszelkie surowce.
Konsumujesz, nie mając pojęcia, że pracują dla Ciebie dziesiątki, jeśli nie
setki nieszczęśników urodzonych pod niewłaściwą szerokością geograficzną.
Jeżeli ponadkontynentalne korporacje
decydują o istotnych kwestiach dotyczących
Twojego życia, a rząd (ponoć mający Cię reprezentować) spełnia tylko
dekoracyjną, teatralną wręcz funkcję.
Jeżeli to wszystko, to znaczy, że
żyjesz w roku 2013, albo należysz do świata przedstawionego „Handlarzy kosmosem”,
powieści autorstwa Fridericka Pohla i C.M. Kornblutha.
Powieści wydanej w
roku 1953.
60 lat temu!
Klasyka klasyki sf socjologicznej, nic dodać nic ująć. Moje stare "klubowe" wydanie musiałem kiedyś w końcu domowym sposobem oprawić, żeby się nie rozleciało na strzępy ;)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś w końcu zabiorę się do angielskiej wersji kontynuacji, która niestety nie ukazała się po polsku...
Znakomita książka, nieprawdaż? Niesamowicie prorocza, niestety...
Usuńpzdr serdecznie
będzie nie na temat,wiem,ale przed chwilą przeczytałam pana stary wpis jeszcze z 2010 roku,poświęcony j.szaniawskiemu i profesorowi tutce,mała książeczka a w niej niepowtarzalny nastrój,główny bohater,uroczy człowiek,wspaniały gawędziarz,czytajac to lubię sobie wyobrażać gustawa holoubka[grał tutkę],słyszę jego głos,pozdrawiam-hanka
OdpowiedzUsuńDroga Haniu (nie "panujmy" sobie), profesor Tutka, książka i ekranizacja, to uczta dla myślącego i czującego człowieka. Pozdrawiam jak najserdeczniej.
UsuńWiesz, przeczytałam w weekend majowy. Skrobnę opinię na dniach - ale wrażenie proroctwa było dominujące podczas czytania. I lekkie przerażenie.
OdpowiedzUsuń