Za dużo grzybów w kapeluszu, czyli "Pierścień wokół Słońca" Simaka
Wydawać
by się mogło, że największą ambicją Simaka jest ciągłe zaskakiwanie czytelnika.
Niestety, nie jest to dla czytelnika najszczęśliwsza wiadomość.
„Pierścień
wokół Słońca” Clifforda Simaka to przez wielu miłośników gatunku powieść uznana
za działo kanoniczne. Szlachetny i niemal wzorcowy przykład realizacji założeń
konwencji. Ja jednak z przykrością muszę stwierdzić, że dzieło to pożarł już robak
czasu lub przynajmniej nieźle je nadgryzł.
Udany
początek nie zapowiada galopady cudowności, zbyt późno tłumaczonych przez
kolejne nieco nerwowe ruchy fabuły. Dostajemy do rąk ciekawą wizję świata
zalewanego przez „cudowne” towary niewiadomego pochodzenia – tajemnicza korporacja
handluje śmiesznie tanimi samochodami, które nigdy się nie psują, maszynkami do
golenia, które nigdy nie stępi najtwardszy nawet zarost, domami, które same
generują energię potrzebną w ich eksploatacji.
Klienci
są zachwyceni, gdy płacąc grosze (czyli centy) radykalnie polepszają swoją
egzystencję. Jednak gospodarka kapitalistyczna znosi to wszystko dużo gorzej – plajtują
dostawcy energii, producenci maszynek do golenia i fabryki „normalnych”
samochodów. Zaczyna się robić nerwowo na starej dobrej Ziemi…
Bohaterem
Autor czyni pisarza, który nie dość, że dostaje zlecenie opisania całego tego
wariactwa, to jeszcze sam zdaje się być zamieszany w wydarzenia, których sens
zaczyna powoli odkrywać.
Mutanci,
androidy, rozszczepione jaźnie, niezwykłe wynalazki, podróże w kierunku równoległych
światów, telepatia – za dużo grzybów w jednym barszczu czyni „Pierścień wokół
słońca” dziełem ciężkostrawnym, pozbawionym lekkości. Przelewa się przez czytelnicze ręce jak wielki worek
wypełniony półpłynną zawartością.
Co
najgorsze, Simak stara się zaskakiwać czytelnika niemalże w każdym rozdziale. Udaje
mu się to znakomicie, ale dość szybko bywa przerażająco nudne i, paradoksalnie,
przewidywalne. Co i rusz odsłania przed nami tajemnice, machinacje na skalę kosmiczną,
które kwitujemy wzruszeniem ramion. Za dużo królików z jednego kapelusza
czyni tę książkę po prostu męczącą.
Komentarze
Prześlij komentarz